Eksperci zespołu digital wzięli na warsztat akcję Burger King „Burn That Ad”. Opinie na temat działania marki podzielone.
Burger King kontynuuje passę efektywnych pranków wymierzonych w McDonald’s. Po "Whopper Detour", gdzie za centa oferowano Whoppera każdemu użytkownikowi zlokalizowanemu w odległości 200 metrów od restauracji rywala, czy zabawach z nazwą Big Mac nadszedł czas na "Burn That Ad" - czyli zabawę w palenie reklam rywali za pomocą technologii AR.
Akcję marki komentują nasi eksperci: Krzysztof Wróblewski, Kamila Klimczak oraz Martyna Wieczorek.
- Z jednej strony, udane zastosowanie technologii w kontekście etosu, którym dla restauracji jest smażenie na wolnym ogniu, podobnie jak niedawne wykorzystanie estetyki (i wizerunku) Andy’ego Warhola do rejestrowania codziennych czynności w przypadku #EatLikeAndy, pokazuje, że reklamodawca umiejętnie stosuje kulturowe kody reklamy, które nie opierają się na podjazdowej wojnie z konkurencją. Z drugiej strony, trudno oprzeć się wrażeniu, że oś komunikacji Burger King to ciągłe podgryzanie wizerunku McDonald’s oraz mocne przyzwyczajenie do grzania się w blasku niedościgłego rywala. Tylko cóż zrobić, skoro zainteresowanie paleniem reklam konkurencji w Brazylii, tytuł Creative Marketer of the Year w Cannes, półtora miliona pobrań aplikacji czy wzrost wyników sprzedaży pokazują, że strategia świecenia światłem odbitym przynosi wystarczająco silne efekty. - KRZYSZTOF WRÓBLEWSKI, Head of Digital w Opus B
- Ta akcja zawiera wszystko, co można sobie wymarzyć! Wykorzystuje rozszerzoną rzeczywistość, a to ostatnio jedno z ukochanych dzieci klientów. Pozwala dokopać konkurencji, ale w jakże subtelny sposób! To nie my, to klienci… których całkiem skutecznie angażujemy. Daje motywację do ściągnięcia appki. I jeszcze darmowy burger do tego! #paliłabym - MARTYNA WIECZOREK, Copywriter w Opus B
- Viral w najczystszym wydaniu, zadziorny, angażujący, czyli dokładnie taki, jak cała komunikacja Burger King w ostatnim czasie. Za zasadne wykorzystanie AR daję im 10/10. Pobierasz aplikację, palisz reklamę, dostajesz Whoopera – banalnie proste, w sam raz do podzielenia się z przyjaciółmi. I tak powstaje viral. Mam nadzieję, że nowe – w sumie już nie takie nowe… – technologie coraz częściej będą dobrze wykorzystanym narzędziem, a nie pustym efektem WOW. Ale! Każdy kij ma dwa końce i „palenie” konkurencji uważam za zbyt odważny krok. Burgery za jednego centa dla tych, którzy zrezygnują z McDonald’s, były zabawnym prztyczkiem w nos. „Palenie” obawiam się, że jest zbyt radykalnym krokiem i budowanie wizerunku na destrukcji konkurencji może skończyć się różnie. Obawiam się, że w Polsce taka kampania skończyłaby się literalnie płonącymi billboardami i krzyczącymi paskami w wiadomościach. Cóż, czas (lub prawnicy McDonald’s) pokaże, kto tym razem wygrał bitwę… - KAMILA KLIMCZAK, Social Media Specialist w Opus B
Źródło: Opus B