W tym odcinku powiemy na co uważać i czego nie robić przy okazji kontaktu z wykrojnikiem. I nie mam tu na myśli tego, że kiedy potrącony niechcący wykrojnik spada ze stołu, nie należy go łapać... Pomówimy o tym co, jak i w jakiej kolejności powinno odbywać się w poligraficznym Raju.
Do przeszłości należą czasy, gdy na druk oczekiwało się 3 miesiące lub dłużej. Kiedyś bez pośpiechu można było załatwić wszystkie potrzebne rzeczy... klisze wyświecić, pani Zosia zdążyła je na stole pomontować, a jedną kliszę się wiozło się „do wykrojników”, żeby zrobili bez pośpiechu...
Czas przygotowania oraz czas samego druku skrócił się niebotycznie, a powszechne stosowanie poczty elektronicznej tylko powiększa presję czasu... Jak to mawiają – jak się grafik spieszy, to się klient cieszy. Chochlik z sąsiedniego wątku też nie próżnuje i zaciera swe pomazane farbą łapska, a nuż się grafik potknie i cały nakład w kosz... Owa presja czasu bardzo niekorzystnie wpływa na skuteczną kontrolę i rzetelne przemyślenie zagadnienia - „a bo to tylko wycena”, „a bo potem będziemy się martwić” itd. Ja proponuję mimo wszystko pomartwić się zawczasu, gdyż należy przyjąć tę smutną ewentualność, że klient jednak wycenę zaakceptuje – i co wtedy?
I tak powstał poniższy zbiór przestróg: o czym pamiętać podczas procesu produkcyjnego opakowania kartonowego, aby ustrzec się przed katastrofą? Moje przemyślenia dotyczą jak zwykle sytuacji na styku grafik-wykrojnikarz. No to po kolei:
1. Kolejność: najpierw projekt opakowania, później grafika
Jakiś czas temu zrobiliśmy wykrojniki na opakowanie wg projektu klienta, poparte makietami, poprawkami klienta itp. Koniec końców okazało się że i materiał (kreda) i konstrukcja w docelowej produkcji trochę zawiodły. Za drugim podejściem dostaliśmy szansę wykazania się – mamy przeprojektować wieczko opakowania tak, aby się łatwo składało i było zrobione z kartonu. Już za pierwszym razem było trudno, ponieważ nadlewki koloru w stosunku do siatki opakowania były w zasadzie minimalne, ale jakoś zmęczyliśmy. Przyniósł nam klient wydruk, do którego mamy dopasować siatkę wieczka. Poinformowaliśmy, że docelowo trzeba będzie przeprojektować trochę grafikę, bo zmienią się wymiary. Na co klient z rozbrajającą szczerością, że to już jest właściwy arkusz, bo nakład już pojechał do foliowania i mamy dzień na zrobienie projektu. Ech… To nic, że siatka inna, a do grafiki trzeba się dopasować…
2. Niepewna konstrukcja
Jeśli nie jesteś pewien konstrukcji opakowania, zasygnalizuj ten fakt Twojemu dostawcy wykrojników. Kiedyś otrzymaliśmy zamówienie wykrojnika czegoś na kształt ni to teczki, ni pudełka. A że czas był noworoczny, więc zapewne było to pudełko na kalendarz. I już tylko jeden „Enter” dzielił wysyłkę plików do cięcia laserem i gięcia noży od katastrofy. Postanowiliśmy się upewnić u zleceniodawcy, dlaczego na dole pudełka są takie małe „dynksy” a na górze nie… W odpowiedzi usłyszałem, „A bo to jest tylko taki szkic, a pudełko ma być takie jak na lekarstwa. Czy to nie jest oczywiste?”...
Zazwyczaj otrzymywane prace są tym, co ma znaleźć się na wykrojniku – i nawet nie wnikamy co to będzie. Niemniej Czujność Rewolucyjną staramy się wykazywać zawsze.
3. Właściwy materiał
Dziwnie na nas klienci patrzą, kiedy upieramy się, żeby sprawdzić u siebie jakąś konstrukcję i żądamy dostarczenia nakładowego materiału. Zwłaszcza po tym, jak słyszymy magiczne zdanie ”Jesteście przecież fachowcami, zróbcie tak żeby było dobrze”. Fachowcami tak, ale szklana kula ostatnio niedomaga i wszyscy w firmie kawę rozpuszczalną żłopią… Daliśmy się już kilka razy wpuścić na "minę" pod tytułem – „Spoko, to na pewno będzie z fali E”. Tak – zrobiliśmy prototyp z "fali E" o standardowej grubości 2mm… A klient wynalazł do produkcji taką, która nawet milimetra nie ma. Są opakowania, gdzie faktycznie nie ma to znaczenia, ale np. tam, gdzie spotyka się 5 warstw materiału na stronę (np FEFCO 427) ma to kolosalne znaczenie. Albo inny przykład: opakowanie typu czteropak piwa. Z kartonu „Frovi” będzie działał genialnie, ale jak się go zrobi z „Alaski” nawet o większej gramaturze, będzie się rozdzierał, aż miło. Dlatego nie dziwcie się nam Drodzy Klienci, kiedy z uporem maniaka chcemy przetestować makietę opakowania – wyciąć sobie na ploterze z docelowego materiału i jeśli to możliwe - z zapakowaną docelową zawartością.
4. Wizja artystyczna
Temat rzeka... Mamy poniekąd taką niewdzięczną rolę, aby pudełkowe wizje twórców grafiki sprowadzać do rzeczywistości. Owszem, nie wiemy wszystkiego, ale znamy standardowe możliwości (w kolejności powstawania): wykonania wykrojnika, maszyn sztancujących, sklejarek i na końcu konfekcjonowania. No i cóż poradzić, kiedy klient nie daje sobie wyperswadować, że szeroki na 4 mm i na 50 mm długi pasek kartonu 250 g/m2 może się urywać przy konfekcjonowaniu? Wprawdzie to nie ja będę miał czerwone uszy, gdy przy składaniu opakowań sypać się będą inwektywy, ale warto zapamiętać: nie wszystko się da zrobić z kartonu! Nawet niewielka zmiana może bardzo ułatwić pracę ludziom, którzy – nie oszukujmy się – składają nasze dzieła sztuki na akord i od tego zależy ich zarobek.
5. „Później będziemy się martwić”
Często słyszymy od klientów: „Teraz zrobimy taki projekcik mniej-więcej na szybko, bo trzeba coś klientowi pokazać, a jak wejdzie do produkcji to będziemy się martwić”. Zazwyczaj kończy się później tak: „O k…a, to tu jest konieczny druk dwustronny?” albo „To już jest zaakceptowany przez klienta wzór i nie możemy nic zmieniać”. Inny przykład – kalkulacje druku "w biegu" na zasadzie „dobra, to się jakoś zmieści” kończą się zwykle smutno. I co gorsza - zazwyczaj smutno dla nas, bo „musicie to tak zrobić, żeby się na B1 zmieściło - klient mi taką wycenę klepnął”. Praktyka pokazuje, że jednak lepiej na wstępie wszystko przewidzieć i sprawdzić, choćby za cenę spodziewanych zysków. Jazda „na hura” najczęściej się mści.
6. Wierzyć trzeba, kontrolować nie zaszkodzi
Pamiętaj! Zawsze sprawdzaj pierwszy odbity z wykrojnika arkusz! Zdarza się, rzadko - ponieważ i obecna technologia i procedury wykonywania wykrojników do minimum ograniczają ryzyko wystąpienia błędów, ale… - statystycznie co kilkaset wykrojników, musi przytrafić się jakaś nasza wpadka, jak to w życiu – jesteśmy tylko ludźmi. Od odpowiedzialności się nie uchylamy, ale dajcie nam szansę… Sprawdzajcie!!! I to nie tylko czy jest ładne, ale także czy się składa. I co najważniejsze – czy wszystko jest zgodne z projektem.
7. „Wstrzelimy się na zero”
– to też na szczęście się już rzadko zdarza. Wykrojniki wykonujemy w tolerancji +/-0,05mm. Ale oby to nie skusiło Cię do zrobienia cięcia wykrojnikiem po granicy koloru. Jak ktoś kiedyś ładnie powiedział „błędy mają to do siebie, że się sumują, a nie znoszą”, dlatego na ogólną tolerancję pasowania wykrojnika do arkusza oprócz tolerancji wymiarowej wykrojnika nakładają się: dokładność pasowania druku, luzy maszyny sztancującej, dokładność pozycjonowania sztancowanego arkusza. Oprócz tego, o czym bogato było przy okazji poprzedniego artykułu, mam na myśli też np. wszelkiej maści ramki, obwódki, dojechanie nożem do granicy koloru. Wszystkie te elementy bardzo utrudniają proces sztancowania.
Próbujmy zatem unikać pasowania grafiki do wykrojnika „na zero”. Trzeba przewidzieć około 0,3-1 mm tolerancji w zależności od materiału, maszyny sztancującej itp. Taki "włos" w innym kolorze przy krawędzi cięcia naprawdę szpetnie wygląda. Oczywiście da się – np. przy etykietach papierosowych – tam pasowanie jest bardzo dokładnie, ale często grafikę montuje się do skanu odbitki z wykrojnika. I czasem po pierwszej odbitce trzeba skorygować montaż druku. Przy nakładach rzędu 1000-5000 szkoda dodawać sobie problemów
Zdaję sobie w pełni sprawę ze specyfiki naszej branży i nawet nie łudzę się, że zawsze da się zastosować powyższe wskazówki. Mimo tego najczęściej nie usłyszysz od dobrego speca od wykrojników „nie da się – trzeba było myśleć wcześniej”, choć nie zawsze da się uratować sprawę. Mam np. na myśli zrobienie opakowania o zadanych wymiarach, ze zbyt małego arkusza. „Mamusię oszukasz, tatusia oszukasz…” ale matematyki nie oszukasz, a w sprawie cudów nie chcemy robić konkurencji - choć czasem i cuda nam się udają.
Paweł Trynka
Stalbiga