
Do długiej listy nazwisk, które znikły z anteny radiowej „Trójki” w marcu i kwietniu tego roku, dołączają następne. Wydaje się, że afera z anulowaniem 1998. notowania Listy Przebojów Trójki, w którym pierwsze miejsce zajął utwór Kazika Staszewskiego „Twój ból jest lepszy niż mój”, przelała ostatecznie czarę goryczy. Z rozgłośnią pożegnali się właśnie Marek Niedźwiedzki, Hirek Wrona, Marcin Kydryński, Wojciech Mazolewski i Agnieszka Szydłowska.
"W związku z sytuacją, która zaistniała wokół piątkowego notowania LP3 oraz posądzeniem mnie o nieuczciwość w przygotowywaniu audycji, którą prowadzę od ponad 35 lat, kończę współpracę z Programem III Polskiego Radia" - poinformował Marek Niedźwiecki, potwierdzając informację podaną już wcześniej przez Zbigniewa Preisnera.
Chodzi o usunięcie z internetowej strony „Trójki” informacji o zwycięstwie krytycznej wobec Jarosława Kaczyńskiego piosenki Kazika i zastąpienie jej komunikatem o rzekomym błędzie technicznym. Jednocześnie zawieszono dziennikarza „Trójki” Bartosza Gila, który odmówił podpisania się pod stwierdzeniem, że w głosowaniu miała miejsce pomyłka.
prowadzący zdecydował o przestawieniu piosenki...
Dyrektor stacji Tomasz Kowalczewski zdecydował o unieważnieniu piątkowego głosowania, stwierdzając w wydanym w niedzielę oświadczeniu: „Z naszych ustaleń wynika, że to prowadzący tego dnia audycję zdecydował o przestawieniu piosenki »Twój ból jest większy niż mój« na miejsce pierwsze, a piosenka wybrana przez słuchaczy z największą liczbą głosów spadła na miejsce szóste”. Zdaniem Kowalczewskiego piosenka Kazika nawiązująca do wielkanocnej wizyty Jarosława Kaczyńskiego na zamkniętym dla pozostałych obywateli cmentarzu, powinna zająć miejsce czwarte.
Stanowiska Kowalczewskiego broni prezes Polskiego Radia Agnieszka Kamińska. „"W tej chwili będziemy sprawdzać, czy nastąpiło to w wyniku błędu informatycznego, czy też była to ingerencja z zewnątrz" - zapowiedziała Kamińska podkreślając, że unieważnienie głosowania "nie ma nic wspólnego z cenzurą".
zróbcie coś z tym Kazikiem...
Według Ernesta Zozunia reprezentującego Związek Zawodowy Dziennikarzy i Pracowników Programu III Polskiego Radia, zawieszony Bartosz Gil nie otrzymał żadnego dokumentu w tej sprawie. Miał on być według Zozunia namawiany wraz z Markiem Niedźwiedzkim i Haliną Wachowicz do podpisania oświadczenia w sprawie rzekomych nieprawidłowości przy głosowaniu, ale wobec ich odmowy dokument podpisał jedynie dyrektor stacji. Według anonimowego pracownika "Trójki" cytowanego przez serwis Press.pl, decyzję o unieważnieniu głosowania miała w rzeczywistości podjąć prezes PR Agnieszka Kamińska, polecając dyrektorowi Kowalczewskiemu załatwienie tej sprawy.
Sam Gil skierował do dyrektora Kowalczewskiego list (pełna treść w portalu rp.pl) w którym pisze m.in.: „Nie wydarzyło się nic wyjątkowego podczas ostatniego notowania Listy Przebojów Programu Trzeciego, które wygrał Kazik. Wyjątkowe rzeczy zaczęły się dziać dopiero tuż po nim, czyli od Pańskiego telefonu do Piotra Metza z prośbą o “zrobienie czegoś z tym Kazikiem”, a następnie po drugiej w nocy wiadomości z prośbą “Piotrze, dopilnuj aby piosenka o ktorej rozmawialismy nie byla na Antenie”.
stało się za dużo...
W sobotę decyzję o rozstaniu z „Trójką” potwierdził Marek Niedźwiecki. W niedzielę w jego ślady poszli Marcin Kydryński, Hirek Wrona i Wojciech Mazolewski. Nie wiadomo jeszcze jaką decyzję podejmie Piotr Baron, ani czy kolejne piątkowe notowanie Listy się odbędzie.
W niedzielę 30 pracowników „Trójki” nagrało w pobliżu siedziby stacji film protestacyjny. "Szanowni Państwo, przez wiele lat pracowaliśmy na to, byście mogli słuchać Trójki z przyjemnością. Żeby to było dobre i mądre radio. Teraz musimy zaprotestować. Przeciwko odebraniu stacji wiarygodności. Przeciwko skandalicznemu traktowaniu dziennikarzy. Przeciwko cenzurze. Przeciwko sukcesywnemu niszczeniu radia. Mamy dość wystawiania Trójki na nieustanne zarzuty zakłamywania rzeczywistości i ingerencji polityków. Stało się za dużo. Dość! Stoimy murem za Markiem Niedźwieckim i Bartoszem Gilem" – stwierdzili w oświadczeniu.
Wcześniej, w marcu, zakończenie współpracy ogłosił Wojciech Mann, protestując przeciwko zwolnieniu z pracy Anny Gacek. W ślad za nim z anteną postanowił się rozstać Jan Chojnacki, a następnie Gabriela Kulka i Jan Młynarski. - „Osoba, która rządzi Polskim Radiem, nieznana mi pani prezes, w sposób arbitralny i wskazujący na to, że nie ma pojęcia, czym jest radio, podejmuje decyzję, by pozbawić antenę kogoś muzycznie wartościowego. No więc skoro już zaczynają grzebać w muzycznej części Trójki, to uznałem, że nie mogę być jej twarzą” - napisał wówczas Jan Chojnacki.
sedno publicystycznej gorączki i manipulacji ostatnich godzin...
Sprawę anulowania piątkowego głosowania komentują także politycy. Joachim Brudziński nazwał ją „przejawem głupoty albo czyjejś złej woli”, a minister Piotr Gliński sugerował nawet, że mogło dojść do „prowokacji”. Z kolei wiceszef resortu aktywów państwowych Janusz Kowalski, który zasłynął ostatnio opisując swoje wyobrażenia na temat tego, jak Angela Merkel każe Donaldowi Tuskowi zaatakować Jacka Sasina w sprawie jego udziału w przygotowaniu głosowania korespondencyjnego, napisał na Twitterze: „W końcu. Marek Niedźwiecki, zarejestrowany jako tajny współpracownik komunistycznej bezpieki o pseudonimie „Bera” odchodzi z publicznego radia. Jego dokumenty zostały zniszczone przez bezpiekę 17 stycznia 1990 r., tuż przed rozwiązaniem SB”.
Głos w sprawie zabrał także premier Mateusz Morawiecki tłumacząc, że Jarosław Kaczyński wjeżdżając w czasie świąt limuzyną na zamknięty dla innych cmentarz spełnił powinność wobec państwa: - „Powiem bardzo wyraźnie: TAK, odwiedzenie grobów i pomników Ofiar Katastrofy Smoleńskiej było, jest i będzie naszą powinnością. Nawet w czasie epidemii. Bez takich gestów państwo staje się grupą ludzi realizujących cele zredukowane wyłącznie do zapewnienia minimum egzystencji lub jakichś ekonomicznych interesów” - stwierdził Morawiecki. - „Pomimo dramatu, z jakim świat musi się mierzyć, wciąż i wciąż pojawiają się tak zwane »tematy zastępcze«, przez które niekiedy umyka nam sedno. A dla mnie sednem publicystycznej gorączki i manipulacji ostatnich godzin nie jest żaden utwór muzyczny” – napisał polski premier.
Tchórze boja się o swoje stołki i utratę władzy. Wystarczy zrobić manife o wolność i demokracje na Żoliborzu i porobią pod siebie ze strachu.
To co się stało nie zostało prawdopodobnie zarządzone przez władzę - byłby to strzał w stopę, zwłaszcza w obliczu zbliżających się wyborów. To zapewne "oddolna inicjatywa" usłużnych i nadgorliwych karierowiczów, którymi ta władza poobsadzała wszelkie możliwe stanowiska w ramach "wymiany kadr". Dlatego nie jest to też zapewne żadna "prowokacja" jak chce minister Gliński - to normalne działanie stworzonego według takich reguł systemu.
Zawsze mnie zastanawiało, czy naprawdę nie ma w Polsce ludzi inteligentnych, mających wiedzę i kompetencje, by rzetelnie opracować model działania mediów publicznych, nieco odporniejszy na wiatry polityczne i dający szanse na długoterminowe działanie bez obaw, że coś się wykrzaczy, bo jakiś polityk mógłby coś pomyśleć, więc dyrektor zawczasu zadziała...
I doszedłem do wniosku, że nie ma.
Wszak gdyby byli, mielibyśmy porządne, apolityczne media publiczne, prawda?
są tylko ich wizja to rozwój firmy, a to się nie pokrywa z interesem partyjnym. Media publiczne mają dawać właściwy przekaz, a nie być rentownym zakładem pracy.
Skąd pomysł że wystarczą kompetentni ludzie by partyjna klika oddała w ich ręce tak potężne narzędzie służące utrzymaniu się przy władzy?
Bo partyjna klika potrzebuje poparcia ludzi mądrych, żeby głupi na nich zagłosowali.
I oddanie mediów to niska cena za to poparcie.
Na prawdę? Od kiedy to partyjne kliki zależą od poparcia ludzi mądrych? Czy to ludzie mądrzy organizowali zbiorowe straszenie rozmaitymi czarnymi ludami, które partyjnej klice przysporzyło milionów głosów i dało władzę? Nikt mądry nie był do tego potrzebny - wystarczyło postraszyć, a potem obiecać, że się luda nie wpuści...
W istocie, tak działa jedna strona.
Ale druga strona tak działać nie może, bo głupi tego nie kupią.
Media publiczne nie są pierwszym przykładem tego, że strony sporu politycznego nie są w stanie wyjść poza ciągnięcie obrusa w swoją stronę bo boją się po prostu, że jak puszczą, to ci drudzy pociągną jeszcze mocniej. Oczywiście ciągnięcie obrusa odbywa się wszędzie, także w państwach prawa, o dojrzałej demokracji. Jednak tam elity polityczne są w stanie wyłączyć z tego gorszącego procederu pewne obszary, które traktuje się jako nienaruszalne, strategiczne filary systemu, w ramach którego można prowadzić swoje gierki. U nas gierkami objęte są także filary, a system nie jest polem gry, ale jej przedmiotem. Być może jest to przejaw braku elementarnej kultury technicznej?
Inne kraje, mówiąc bez ogródek, mam w dupie.
Rozmawiamy o polskich mediach publicznych bo na takie łożymy, często wbrew woli.
Rozmawiamy o tym jak jest oraz jak być powinno, a punktem odniesienia są właśnie inne kraje, w których media publiczne działają zgodnie ze swoją misją. A są to te kraje, w których politycy dorośli do tego żeby grać na boisku, a nie o boisko.
Punktem odniesienia jest "Jak powinno być" a nie "jak inni robią".
Nie ma tu sprzeczności jeśli zdarza się, że inni robią tak jak powinno być.
Ty kładziesz akcent na to jak robią inni.
Ja kładę nacisk na to, jak powinno być.
Tak Ci się wydaje. Dyskusja o tym jak powinno być ma zupełnie inny wymiar w sytuacji gdy na wyciągnięcie ręki są dobre, sprawdzone, działające wzorce. Co więcej - były okazje żeby sięgnąć po nie wprost, takie jak choćby propozycja aby Telewizja Polska stała się trzecim obok telewizji niemieckiej i francuskiej producentem kanału Arte. No ale wówczas trzeba by oddać kręcenie lodów na rzecz jakości programu - a na to w Polsce chętnych nie było. W każdym razie nie było ich wśród polityków, którzy tę szansę uwalili.
Jeszcze raz.
Ty kładziesz akcent na to jak robią inni.
Ja kładę nacisk na to, jak powinno być.
Nie ma powodu powtarzać - to nie sprawia że masz dwukrotnie mocniejsze argumenty. Mówimy o tym jak powinno być - to czy wymyślamy związane z tym wzory i postulaty od zera, czy sięgamy do istniejących wzorców jest kwestią całkowicie wtórną. Jeśli takie wzorce istnieją, uczciwa dyskusja musi je wziąć pod uwagę - to nie jest kwestia żadnych akcentów, tylko elementarnej rzetelności.
A może to jest właśnie problem, że usiłuje się skopiować cudze, zamiast wymyślić własne rozwiązania?
Nikt nie broni wymyślania własnych rozwiązań, jednak jeśli na stole leżą rozwiązania, które wyglądają na dobre, to znacznie prostszą, pewniejszą i szybszą metodą jest się im przyjrzeć - niekoniecznie kopiować, ale wiedzieć co zrobili inni i czym się to skończyło. Telewizję BBC można by na pewno wymyślić lepiej i na pewno jest tam cała masa błędów, nieprawidłowości, czasem skandalicznych - których nie warto powtarzać. Ale gdybyśmy mieli media publiczne reprezentujące taki poziom, bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji - niezależnie od wszystkich możliwych pomysłów.
Ale jeśli chcesz rozmawiać o tym co leży na stole, to znajdź sobie kogoś, kto chce o tym rozmawiać.
Ja wyraziłem się jasno, że mnie to nie interesuje.
W dyskusji każdy powinien mówić to co myśli, a nie to co mu się wydaje że rozmówca chce usłyszeć. To kwestia elementarnej uczciwości oraz szacunku - dla siebie samego i dla rozmówcy. Jeśli szukasz interlokutora który mówi to co sobie życzysz, znajdź sobie kogoś takiego.
Możesz mówić co uważasz za stosowne, ale byłoby dobrze, gdyby mieściło się w temacie dyskusji.
A skoro mówisz o czymś innym niż ja...
Mówisz o opracowaniu modelu dla mediów publicznych. Nikt nie robi takich rzeczy ignorując istniejące przykłady rozwiązań - chyba że jest debilem nie mającym żadnej wiedzy i żadnych kompetencji. Ale Ty chciałeś przecież podyskutować o ludziach "inteligentnych, mających wiedzę i kompetencje"...
Już kopiowaliśmy od innych. System emerytalny, system opieki zdrowotnej, model zarządzania państwem.
I się nie sprawdziło.
chyba raczej nie skopiowało...?
No właśnie skopiowało się co do joty.
Kraje na których się wzorowaliśmy, efekty u nas były takie same (a nawet lepsze).
A wzór węgierski (zakaz handlu w niedziele) dogoniliśmy po ledwie kilkunastu miesiącach.
To znaczy że nie należy się wzorować, czy może raczej że trzeba wiedzieć na kim i wiedzieć jak?
Zawsze zaczyna się od kompletowania zespołu zdolnego do skutecznego działania.
Jako, że na dziś jest to zadanie niemożliwe...
Tego nie wiemy, ponieważ media publiczne nigdy nie stworzyły mechanizmu skutecznie promującego ludzi wartościowych i wartościowe pomysły. Trójka, traktowana za komuny jako rodzaj "wentyla bezpieczeństwa", była tutaj pewnym wyjątkiem - reglamentowanym rzecz jasna, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Jednak przykład ten pokazuje, że być może nie trzeba wcale wiele by ludzie się znaleźli - może wystarczy nie tłamsić za mocno...?
Wiemy, że na przestrzeni ostatnich 30 lat nie udało się zebrać zespołu ludzi, zdolnego do opracowania modelu funkcjonowania mediów publicznych.
Wycinkowo tu i tam działały pojedyncze audycje. Bardziej zostawione w spokoju aniżeli zaplanowane.
To nie oznacza że tych ludzi nie ma - to system w jakim ludzie funkcjonują decyduje o tym kto i co jest promowane. Wielu zdolnych ludzi rozwija skrzydła dopiero po wyjeździe za granicę, a dotyczy to szczególnie dziedzin poddanych arbitralnym decyzjom politycznych kacyków. Dzieje się tak dlatego, że Polska należy do krajów o wyjątkowo wysokim udziale państwa, którego funkcjonariusze pchają łapy gdzie tylko mogą - w sferę publiczną, gospodarczą, usługi publiczne (ostatnio okazało się że niektórzy prowadzą nawet domy publiczne...), naukę, kulturę itd. W takich warunkach ludzie wartościowi zazwyczaj nie mają szans by się ujawnić i zrobić coś sensownego.