Polska Fundacja Narodowa w ramach promocji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości zaprosiła do współpracy Mela Gibsona. W spocie zaprezentowanym na dzień przed obchodami rocznicy tego wydarzenia, wolność jest porównana do domu – bezpiecznego, ciepłego i rodzinnego miejsca. Spot kierowany jest do odbiorców na całym świecie.
– Zależało nam na spocie z jednej strony oryginalnym, innowacyjnym, ale także zrozumiałym dla odbiorcy na całym świecie. Pokazaliśmy polską drogę do wolności jako uniwersalną, tożsamą dla każdego opowieść o powrocie do ukochanego domu po długiej podróży. Domu jako miejsca, za którym się tęskni i które jest dla każdego, niezależnie od szerokości geograficznej ważne. Ten prosty przekaz naprawdę zrobi ogromne wrażenie – podkreśla Robert Lubański wiceprezes PFN.
Spot zbiera w sieci bardzo dobre recenzje i chwalony jest także prze media niezwiązane z obecnym obozem rządzącym, z którym powiązana sama PFN. Rzeczywiście - zrobiony jest sprawnie, z umiarem i pomysłem, co różni go od większości "patriotycznych" produkcji ostatnich lat, które unurzane były zazwyczaj we krwi i martyrologii, prezentując Polskę jako miejsce ponurej beznadziei i cierpienia.
Warto jednak zapytać dlaczego ukazuje się on na dzień przed setną rocznicą odzyskania niepodległości, zamiast promować to wydarzenie już od dawna? Pytania rodzi także fakt wiązania z wizerunkiem Polski postaci Mela Gibsona - celebryty znanego z obyczajowych, antysemickich i homofobicznych wybryków, po których dostał od branży i publiczności swoistego "bana", znikając na wiele lat z Hollywood. W tym roku Gibson powrócił jako reżyser "Przełęczy Ocalonych". Film został w Hollywood bardzo dobrze przyjęty - czy to jednak wystarczy aby zaproszenie do świętowania stu lat polskiej niepodległości, padające z ust człowieka reprezentującego tak dwuznaczną postawę, trafiło do szerokiej, światowej publiczności? Kiepskie wyniki finansowe "Przełęczy Ocalonych" pokazują raczej, że mimo uznania branży filmowej i krytyków, publiczność nie jest jeszcze gotowa zapomnieć aktorowi jego ideologiczno-obyczajowych "występów".
Przypomnijmy, że tego typu wątpliwości pojawiają się w tym roku nie po raz pierwszy. Mel Gibson dołączył w roli ambasadora polskiego wizerunku do Mike'a Tysona, zaangażowanego w lecie tego roku przez FoodCare do kampanii promującej Powstanie Warszawskie. Również wówczas padały pytania o wydźwięk, jaki niesie ze sobą łączenie biało-czerwonej opaski z postacią znaną na całym świecie m.in. jako gwałciciel i "damski bokser".