Skończyło się przyzwolenie na zbiorowy, reklamowy gwałt, dokonywany na Warszawie od 20 lat przez firmy, agencje reklamowe i sieci billboardowe - ostrzegają mieszkańcy Warszawy, zirytowani gigantyczną reklamą sklepu Louis Vuitton, zasłaniająca część elewacji budynku Wolf Bracka. Komentatorzy mówią o katastrofie wizerunkowej, firma nie komentuje zamieszania. Dlaczego?
Walizka czy też kuferek zapowiadający otwarcie w domu towarowym VitkAc pierwszego w Polsce sklepu Louis Vuitton wzbudziła emocje co najmniej równie wielkie jak rozmiary reklamowej instalacji przy Alejach Jerozolimskich. Komentując oblanie instalacji farbą grupa AdBusters Warsaw ogłosiła w krążącym po internecie liście otwartym: "Warszawa nie jest dziwką, z której reklamodawcy mogą korzystać do woli. (...) Akt obywatelskiego nieposłuszeństwa kończy okres reklamowego Dzikiego Zachodu i rozpoczyna nową erę w walce o Stolicę".
Artykuł Jarka Zuzgi, szefa projektu "Okno na Warszawę" wpisuje się w tendencję do obwiniania branży reklamowej. "Odpowiedź jest prosta - winne są temu agencje reklamowe. Same sobie strzeliły tego gola. Zatruwając nam życie, nie licząc się z opinią społeczną, walcząc o zawłaszczenie jak największej powierzchni miasta pod reklamę, spowodowały, że w społeczeństwie zalęgło się ziarno buntu, które błyskawicznie kiełkuje - czytamy w tekście opublikowanym w serwisie natemat.pl.
Z kolei grupa Antygencja, przedstawiająca się jako pierwsza w kraju agencja (anty)marketingowa przeprowadziła kampanię subvertisingową, kpiąc na fotomontażach przedstawiających fikcyjne reklamy z absurdalnie wysokiego poziomu cen w sieci Louis Vuitton. Napisana z humorem i wzorowana na typowych materiałach PR notka Antygencji, cieszyła się w naszym serwisie wyjątkowym zainteresowaniem, co potwierdza chyba skalę emocji jakie wzbudziła prawdziwa kampania reklamowa Louis Vuitton.
Interesujące byłoby jednak przeanalizowanie powodów, dla których kampania tej sieci prowokuje tak ekstremalne reakcje. W komentarzach prasowych podkreśla się wielkie wzburzenie Warszawiaków, tłumacząc je zmęczeniem jakie niesie nachalna reklama i komercja. Walizka przed budynkiem Wolf Bracka nie jest jednak ani pierwszym, ani najbardziej jaskrawym przykładem zawłaszczania środowiska wizualnego przez reklamę i biznes.
Może katalizatorem okazał się budynek - chwalone za walory architektoniczne dzieło pracowni Kuryłowicz & Associates, którego przesłonięcie przelało czarę goryczy? A może było odwrotnie?
Powstaniu tego budynku towarzyszył przecież szereg kontrowersji - poczynając od wyburzenia stojącego w tym miejscu słynnego Pawilonu Chemii z 1960 r. projektu prof. Jana Bogusławskiego, po zawstydzające zabiegi prawne, które pozwoliły właścicielowi - krakowskiej rodzinie Likusów - zbliżyć tylną, martwą i ciemną elewację do fasady sąsiedniego budynku tak bardzo, że niemal pozbawiło to część mieszkańców światła dziennego. Ta sprawa sama w sobie stała się symbolem buty i arogancji świata biznesu. Jeśli dodać do tego renomę sieci Louis Vuitton, kojarzonej z niedostępnym dla przeciętnego śmiertelnika luksusem (markę reklamują największe gwiazdy kina i estrady), a także markę zlokalizowanego w Wolf Bracka luksusowego domu towarowego vitkAc, to otrzymamy koktajl mocno wybuchowy.
Czy w tym kontekście sama walizka (czy też kuferek) jest aż tak bulwersująca? Nie świadczy pewnie o poszanowaniu otoczenia wizualnego, ale czy tylko o to chodzi w tym zamieszaniu? I czy ono faktycznie szkodzi marce, jak chcą niektórzy komentatorzy prasowi, czy też przeciwnie - wzmacnia jej pozycjonowanie? Awanturą wokół kuferka emocjonują się od kilku dni nawet najpoważniejsze media. Czy trzeba czegoś więcej aby skutecznie nagłośnić polski debiut firmy, podkreślając ekskluzywny, niedostępny dla zwykłych ludzi charakter jej oferty?
Oceńcie sami - firma Louis Vuitton nie kwapi się aby walczyć z rozpowszechnianiem fikcyjnych reklam sieci, kwitując akcję subvertisingową jako "niepoważną". Tymczasem torebki i kuferki ze znakiem Louis Vuitton należą do najczęściej podrabianych produktów na świecie. Zawdzięczają to nie jakimś wyjątkowym walorom, lecz pozycji marki. Czy tak pobłażliwe potraktowanie podróbek reklam wykorzystujących znak firmowy jest reakcją adekwatną do skali nadużycia? Być może - jeśli rzekome nadużycie pracuje na rzecz marki...
Źródło: Signs.pl