Nie wiem, czy tylko ja odnoszę takie wrażenie, ale zdaje się, że typograficzne lapsusy dotykają w sposób niezwykle przykry (dla odbiorcy) i częsty tych, których dotyczyć nie powinny. Od lat kilku żywo interesuję się typografią i staram się w miarę możliwości rynku wydawniczego i własnych mozliwości finansowych zapoznawać z dotyczącą zagadnienia literaturą. Co się okazuje - częstokroć w rzeczonych publikacjach pojawiają się błędy wyszydzane przez ich autorów. Milczę na temat wydawnictw reklamowych, siejących zgorszenie swymi folderami, ulotkami, reklamami. Milczę na temat ksiązki (skądinąd ciekawej) Jacka Jarziny, w której reprodukcje zrzutów ekranu nie jest godna swojej nazwy. Milczę na temat przekładów książek Robin Williams - bo to wszak tłumaczenia. Ale pierwszy raz postanowiłem zabrać głos na wielce cenionym przeze mnie portalu (tak, tak - kocham Was - Signs.pl ), gdy obejrzałem formularz zgłoszeniowy i plan imprezy na Zamku w Cieszynie. Warsztaty typograficzne. Myślę sobie - to będzie popis! Otwieram i... zawał (pomimo młodego wieku). Moje dzieci w gimnazjum (uczę polskiego i informatyki) lepiej by to zrobiły. Nie byłem w stanie znaleźć błędu, który by tam nie był popełniony. Czego nie było: podwójne spacje (ponad trzysta!), podkreślenia (wulgarne, bo w sąsiedztwie linków, które niczym się od nich nie różniły), wiszące literki, zamiast okrągłych nawiasów - ukośniki rodem z maszyny do pisania, o tabelach nie wspomnę. Lekturę polecam, ale nie po obfitej kolacji. Reasumując i nie karmiąc Was, drodzy forumowicze, nadmierną ilością pytań retorycznych i morałów - czy ktoś potrafi mi wyjaśnić ten fenomen? Tę nonszalancję? (To już naprawdę koniec )<BR><BR><font size=1>(Wiadomość zmodyfikowana przez: likanos dnia 11.07.2005 20:51)</font>
(Wiadomość zmodyfikowana przez: likanos dnia 11.07.2005 21:44)