No i znów się zesrało. Nie wiem czy jest większy pechowiec (frajer?) w tym kraju, jeśli chodzi o serwis (a może tylko serwisantów) niż ja, Jan Tajga!
Ale do rzeczy... Roland RF. Kupiłem prawie nowego, tzw. leżak magazynowy z prawie żadnym przebiegiem. Głowica zaschnięta, więc wołam Ci ja serwis. Wymieniają 01.2018 głowicę na nową (ponad 8k netto), wymieniają capa i wszystkie dampery, oczywiście na oryginalne. Zalewają swoim atramentem. Po pół roku producent atramentu ma wtopę, cyan zaczyna wariować. Przelewam się na inny. Po roku od wymiany głowicy zaczynają wypadać kanały (całe), więcej idzie atramentu do zlewek niż na media. Wołam inny serwis, bo zależy mi na czasie. Wymieniają captopa na ori, ale okazuje się, że z mojego capa wypadło ziarenko ryżu, a miał być ori! No uj, wytrzymał w końcu rok, więc chwała mu. Ploter nadal wariuje. Znów serwis, wymiana damperów... i okazuje się, że zapłaciłem za ori, a tam dampery z digiprinta po 3 ojro/szt. Gumki (szare) są sparciałe, wypadają z dampera już. Po wymianie jest lepiej, ale dysze pojedyncze uciekają. No ok, maja prawo po wymianie damperów, trzeba rozdrukować. Ale serwis mówi, że kanały mają juz ponad 7 mln kropli wystrzelone, więc głowica jest na umarciu. Że co? Jaki uj? Przecież to roczna głowica.
Drukujemy dość dużo, ale czy drukując dziennie po jednej zmianie, da się nastukać 7 mln? Nie mam przełożenia tego na m2, podpowiedzcie coś, bo jak sobie pomyślę, że zapłaciłem 10k za przechodzonego DXa, to mnie cholera weźmie i nie będzie już miał kto Was wkoorwiać na forum
To jak, ile to trzeba drukować, żeby zajechać takiego DX? Czy nie ma już porządnych serwisantów w tym kraju, tylko wszyscy patrzą, jak kogoś wyciulać na kasę?