To coraz większe wysuwanie się stron leżących w zeszycie coraz dalej od okładki da się skompensować, ale coś za coś.
Po pierwsze trzeba je wyliczyć - wzór:
Liczba rozkładówek w zeszycie = (Liczba stron /4)-1. To "-1" dlatego, że pomijamy rozkładówkę z okładką.
Wysunięcie= liczba rozkładówek * grubość papieru.
Jednak taki matematyczny wzór to za mało, okazuje się że trzeba dodać jakiś mnożnik, np. "jakość szycia", czyli np. Wysunięcie = (((Liczba stron /4)-1) * grubość papieru) * Jakość szycia.
Jeżeli szycie jest idealne - czyli zszywka ściska rozkładówki idealnie, że między nie włosa nie wciśniesz, to jakość szycia = 1. Jeżeli druciana zszywka jest taka sobie, to jakość szycia jest gdzieś w okolicach 1.1 - do 1.4.
Najlepiej jednak wykonać próbkę szycia docelowego papieru w odpowiedniej ilości i fizycznie zmierzyć, jak bardzo strony środkowe wysuwają się poza okładkę.
Załóżmy, że to wysunięcie to 6 mm, a stron w zeszycie jest 48, czyli rozkładówek jest 12. Rozkładówkę pierwszą, czyli okładkę (strony: 1, 2, 47 i 48) pomijamy. Co robimy z rozkładówką środkową, dwunastą? Na etapie impozycji - strony na tej rozkładówce docinamy o wartość wysunięcia (czyli o 6 mm) i tak obcięte - dosuwamy do środka rozkładówki.
Strony na kolejnych rozkładówkach coraz bliżej okładki docinamy o wartość mniejszą o 6 mm/11 od poprzedniej, czyli na rozkładówce jedenastej (następnej za środkową, ze stronami 21, 22, 27, i 28) strony docinamy i dosuwamy o wartość 6 - (6/11) czyli 5.45 mm.
Na następnej: 5.45 - (6/11) = 4.90 mm. Na następnej: 4.90 - (6/11) = 4.35 mm, itd. Łatwo sobie można zrobić taki arkusz w Excelu i policzyć. Tu komplet przesunięć dla 6 mm, ale to wartość chyba mocno przesadzona.
12 6,00
11 5,45
10 4,91
9 4,36
8 3,82
7 3,27
6 2,73
5 2,18
4 1,64
3 1,09
2 0,55
1 0,00
Pierwszy problem: jeżeli wartość przesunięcia to 6 mm, a do druku jest plik ze spadami 3 mm, to jest źle. Wartość przesunięcia jest 2 x większa do spadów. Dlatego już na etapie przygotowania pliku trzeba uwzględniać taką kompensację i wykonywać pliki z baaaardzo dużymi spadami.
Problem drugi: jeżeli np. na środkowej rozkładówce jest zdjęcie przechodzące ze strony na stronę, to zniknie 12 mm ze środka tego zdjęcia, co może dać zabawne, acz niepożądane efekty.
Problem trzeci: docinamy i przesuwamy do środka, czyli - co prawda - numery stron "padają" na siebie, ale margines zewnętrzny jest coraz większy.
Problem czwarty: margines wewnętrzny jest coraz mniejszy.
Można też zamiast docinania - strony przeskalowywać w poziomie o wartość przesunięcia. Część problemów będzie mniej widoczna, ale pojawi się dodatkowy: literki "O" drukowane na stronach coraz bliżej środka, będą coraz bardziej jajowate.
Można też zamiast operacji zmniejszania (kadrowania lub skalowania) stron środkowych - zwiększać strony okładkowe, ale tu pojawią się problemy inne, jeszcze trudniej rozwiązywalne. Można też mieszać te sposoby (część powiększać, część zmniejszać) spotykając się gdzieś pośrodku, ale ogólnie - to każdy sposób ma jakieś "ale", większe lub mniejsze.
Dlatego najlepiej podejść do tego w ten sposób, że dla zeszytów do 48 stron zapominamy o tym zjawisku i nie robimy z tym nic. Dla zeszytów większych niż 48 stron - no cóż, ja bym klienta przekonywał, że upieranie się, aby numerki stron padały na siebie w chyba najbrzydszym wyrobie poligraficznym, jakim jest gruby zeszyt - to rzecz niestosowna. Dla grubego katalogu wyrobów jubilerskich są bardziej eleganckie rodzaje opraw. W tej całej redukcji chodzi raczej o to, by nie ściąć fragmentu kolumny z tekstem na środkowych stronach w publikacjach typu kilkusetstronicowa tabela z wykazem kodów części zamiennych, niż oferta luksusowych wczasów bardzo drogiego biura podróży.
Tak naprawdę, to jedynym bezstratnym sposobem uniknięcia tego zjawiska wysuwania w grubych zeszytach jest jego kompensacja na etapie projektowania, nie impozycji.
Docinanie do netto przed szyciem to dla mnie też jakaś ekstrawagancja.
Pozdrawiam
Tomasz Szafranowski