Zarząd firmy Samindruk nie wpuścił na teren zakładu kontroli poselskiej mającej za zadanie sprawdzić doniesienia Onetu na temat rządowego zlecenia na druk kart do głosowania. Według dziennikarzy portalu, produkcja odbywa się w kontrolowanej przez niemiecki kapitał prywatnej drukarni z Brodnicy. Przedstawiciele rządu i obozu rządzącego utrzymywali, że zlecenie realizowane jest przez państwową PWPW.
Pod koniec kwietnia Onet ujawnił, że wbrew oficjalnym twierdzeniom rządu, karty do mającego się odbyć 10 maja głosowania nie są drukowane przez państwo. Zlecenie na wykonanie 30-milionowego nakładu trafiło według Onetu do prywatnej drukarni Samindruk z Brodnicy, kontrolowanej przez niemiecką firmę Gather Druck und Vertrieb GmbH. Ustalenia te są sprzeczne z deklaracjami wicepremiera Jacka Sasina i posła PiS Adama Bielana, zgodnie z którymi zlecenie miało trafić do Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych.
Według Onetu PWPW nie dysponuje ani sprzętem ani doświadczeniem niezbędnym do wykonania takiego zlecenia. PWPW oraz nadzorujące spółkę MSWiA nie odpowiedziały na pytania dziennikarzy dotyczące kontraktu. Nieznana jest jego wartość (szacowana na minimum ok. 9 mln zł) ani tryb w jakim Samindruk otrzymał zamówienie. Wiadomo natomiast że nie ma jeszcze przepisów regulujących kwestię głosowania korespondencyjnego, na podstawie których można zgodnie z prawem prowadzić do niego przygotowania.
W wyjaśnienie tych rozbieżności zaangażowała się Joanna Scheuring-Wielgus reprezentująca w Sejmie okręg toruński, na którego terenie znajduje się drukarnia Samindruk. Posłanka zdecydowała się na przeprowadzenie interwencji poselskiej, będącej zagwarantowaną przez polskie prawo formą kontroli prywatnych przedsiębiorstw.
Korzystając ze wsparcia posła Krzysztofa Śmiszka będącego doktorem nauk prawnych, posłanka pojawiła się pod bramą drukarni chcąc uzyskać informację na temat zleceniodawcy, kosztów, terminu i techniki wykonania druku. Posłowie nie zostali jednak wpuszczeni za bramę kontrolowanej przez niemiecki kapitał firmy. Funkcjonariusze wezwanej na miejsce policji poinformowali, że zarząd firmy odmawia wpuszczenia do środka przedstawicieli polskiego Sejmu. Policja zobowiązała się opisać zdarzenie i przesłać odpowiednie zgłoszenie do prokuratury.
„Obowiązkiem posła opozycji jest kontrolować rząd. A zwłaszcza proces wyborów. Drukarnia w Brodnicy wydrukowała karty wyborcze. Przyszliśmy tu w imieniu Polek i Polaków z kontrolą poselską. Zastaliśmy zamknięte drzwi, tajemnice, sekrety, panikę i strach. Czego się boją?” - napisała na Twitterze Joanna Scheuring-Wielgus. „Po interwencji Policji, poinformowano nas że nie możemy wejść z interwencją poselską na teren firmy, która prawdopodobnie otrzymała zlecenie druku kart wyborczych. Składamy zawiadomienie do @elzbietawitek o utrudnianiu wykonywaniu mandatu poselskiego.” - poinformował z kolei Krzysztof Śmiszek udostępniając na Twitterze zdjęcie pisma skierowanego do marszałek Elżbiety Witek.
Szczegóły rządowego zlecenia oraz jego koszty pozostają tajne mimo, że realizowane jest z pieniędzy publicznych.
Doniesienia Onetu w tej sprawie:
- Ustalenia Onetu: karty wyborcze drukowane pokątnie
- Firma drukująca karty wyborcze nie wpuściła posłów
Źródło: Onet.pl, Twitter
Warto zauważyć, że poseł Śmiszek mija się z prawdą, twierdząc, że jako poseł ma prawo kontrolować firmy.
Nie ma takiego prawa.
w przypadku realizacji zamówień z publicznych pieniędzy przez firmę prywatną miał takie prawo. MIAŁ bo ustawa o tarczy ograniczyła dostęp do informacji publicznej i obecnie nie ma obowiązku udzielania odpowiedzi:)
Niemiec dostał ultimatum drukuj albo nacjonalizacja drukarni. To i tak nie ma znaczenia gdzie i za ile karty drukowane, bo prezydent już został wybrany na Nowogrodzkiej
Prawo zezwala aby w takiej sytuacji skontrolować realizację przez podmiot prywatny zlecenia opłacanego ze środków publicznych. Gdyby nie zezwalało, cała ustawa o wykonywaniu mandatu posła byłaby bez sensu - wystarczyłoby zlecić jakąś lewiznę prywatnej firmie aby uniemożliwić skontrolowanie sprawy przez posła. Czy taka interwencja mieści się w zakresie dostępu do informacji publicznej i czy została ograniczona przez najnowsze przepisy - nie wiemy, nikt póki co nie podnosił takiego argumentu.
Art. 20.
1. Poseł lub senator ma prawo podjąć - w wykonywaniu swoich obowiązków poselskich lub senatorskich - interwencję w organie administracji rządowej i samorządu terytorialnego, zakładzie lub przedsiębiorstwie państwowym oraz organizacji społecznej, a także w jednostkach gospodarki niepaństwowej dla załatwienia sprawy, którą wnosi we własnym imieniu albo w imieniu wyborcy lub wyborców, jak również zaznajamiać się z tokiem jej rozpatrywania.
2. Organy i jednostki, wymienione w ust. 1, wobec których poseł lub senator podjął interwencję, są obowiązane najpóźniej w ciągu czternastu dni powiadomić posła lub senatora o stanie rozpatrywania sprawy i w terminie uzgodnionym z posłem lub senatorem ostatecznie ją załatwić.
3. Kierownicy organów i jednostek, o których mowa w ust. 1, są obowiązani niezwłocznie przyjąć posła lub senatora, który przybył w związku ze sprawą wynikającą z wykonywania jego mandatu, oraz udzielić informacji i wyjaśnień dotyczących sprawy.
4. Legitymacja poselska lub senatorska upoważnia parlamentarzystę do wstępu na teren jednostek, o których mowa w ust. 1.
Poseł doktor nauk prawnych Śmiszek powoływał się na powyższy artykuł u stawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora.
Jak widać, ten artykuł NIE DAJE podstawy prawnej do KONTROLI.
Od kontroli "lewizn" jest policja, prokuratura i aparat skarbowy z przydatkami.
Niestety, kolejny raz okazuje się, że rządzą nami idioci, bo w opozycji są... jeszcze więksi idioci.
A czym różni się "kontrola" od "interwencji"?
cyt. "3. Kierownicy organów i jednostek, o których mowa w ust. 1, są obowiązani niezwłocznie przyjąć posła lub senatora, który przybył w związku ze sprawą wynikającą z wykonywania jego mandatu, oraz udzielić informacji i wyjaśnień dotyczących sprawy.
4. Legitymacja poselska lub senatorska upoważnia parlamentarzystę do wstępu na teren jednostek, o których mowa w ust. 1."
Zdaje się że poseł Śmiszek przybył do tej drukarni dokładnie w celu opisanym w ustawie - chciał wejść na jej teren do czego miał prawo i uzyskać informację o realizacje zlecenia finansowanego ze środków publicznych - do czego miał prawo.
"niezwłoczny taki, który powinien nastąpić w jak najkrótszym czasie".
To znaczy, że niekoniecznie wtedy, kiedy przyjeżdża poseł.
Upoważnia do wejścia, ale nie uprawnia do samowoli w decydowaniu kiedy wejdzie.
Ma prawo wystąpić o taką informację i uzyskać odpowiedź w ciągu 14 dni.
Być może relacja polskich posłów jest nieścisła, ale nie informowali oni o tym by zarząd tej firmy uzasadnił jakoś brak możliwości wpuszczenia ich na teren zakładu, albo zaproponował jakiś alternatywny termin. Odmówiono nie tylko ich wpuszczenia, ale w ogóle nie podjęto z nimi żadnej rozmowy, ignorując całkowicie polskie prawo i wyborców, w imieniu których działali.
Przedsiębiorca ma się odnieść do treści zapytania poselskiego w ciągu 14 dni.
Trochę ujowo, że posłowie nie znają prawa, które uchwalają i, co gorsza, nie potrafią uszanować, gdy ktoś się do niego stosuje.
"Organy i jednostki, wymienione w ust. 1, wobec których poseł lub senator podjął interwencję, są obowiązane najpóźniej w ciągu czternastu dni powiadomić posła lub senatora o stanie rozpatrywania sprawy i w terminie uzgodnionym z posłem lub senatorem ostatecznie ją załatwić."
Masz na myśli to prawo? W jaki sposób zarząd tej firmy podszedł do "rozpatrywania" sprawy z którą przyszli przedstawiciele Sejmu, skoro odmówił z nimi rozmowy i nie dał możliwości aby te sprawę przedstawić? Na jakiej podstawie insynuujesz, że posłowie nie uszanowaliby przewidzianych prawem zasad i terminów?
Na tej podstawie, że przecież dla pewności, powinni wystąpić z interwencją na piśmie.
Na gębę to się można na wódkę umówić.
Skoro można wziąć udział w wyborach, żeby "pociągnąć" listę, a potem, już po wyborze jednak zmienić zdanie i objąć mandat, to można mijać się z prawem...
Z tego wszystkiego nie wynika ani na milimetr to co zarzuciłeś tym ludziom - że nie znają prawa bądź że zamierzali je łamać. Prawo nie nakazuje zwracać się w takiej sytuacji w formie pisemnej, nie nakazuje też rozbijać pod bramą namiotu i czekać na łaskawy odzew ze strony zarządu firmy. Posłowie zwrócili się do firmy w wybranej przez siebie, dopuszczalnej prawem formie i to zostało wbrew prawu zignorowane.
Tyle faktów - cała reszta to są Twoje domysły i hipotezy, nieumocowane w żaden sposób w tym co znamy z relacji. Być może nie wiemy wszystkiego - jeśli wiesz coś o czym nie było mowy w artykule, podziel się z nami tą wiedzą, być może powinieneś podzielić się nią także z prokuraturą jeśli podejrzewasz złamanie prawa.
Publicznie zarzucili firmie (art na Onecie), że firma złamała prawo, bo oni mieli prawo wejść w celu kontroli.
Czyli skłamali, bo ustawa o mandacie posła i senatora NIE UPRAWNIA do kontroli.
Nie ma też ani słowa o tym w ustawie, że firma ma ich natychmiast wpuścić.
Zatem i tutaj doktor nauk prawnych Śmiszek minął się z prawdą.
I choć rozumiem, że może mu się wydawać, że skoro PiS nagina prawo, to on też może, to jednak... nie może.
Jeśli nie zorientowałeś się w tym jeszcze, to podpowiadamy: pojęcie "kontrola" dotyczy interwencji poselskiej, o której mowa w ustawie. Ustawa nie precyzuje jaki charakter ma mieć interwencja, więc może ona mieć charakter kontroli, rozmowy, pouczenia, ostrzeżenia, posłowie mogą zdecydować się na interwencję by podnieść na duchu załogę lub zarząd firmy w obliczu jakiejś kryzysowej sytuacji. W razie konieczności mogą poprosić o asystę odpowiednie służby takie jak policja, albo pogotowie gazowe. Ustawa ani nie narzuca żadnej z tych form, ani żadnej z nich nie wyklucza. Twój zarzut jest bezpodstawny.
Prawo nie nakazuje wprawdzie wpuszczać interweniujących posłów w dowolne miejsce w dowolnym momencie, jednak termin ew. wejścia na teren firmy to jest już szczegół precyzujący przebieg interwencji, który uzgadnia się między stronami. Jeśli jednak odmawia się kontaktu z interweniującym posłem, to uniemożliwia się mu w ogóle podjęcie takiej interwencji i wykonywanie w naszym wspólnym imieniu jego mandatu - a to jest łamanie prawa, także naszych praw jako społeczeństwa.
--------------------------------
interwencja - wywieranie na kogoś wpływu w celu uzyskania określonego efektu; też: zabiegi z tym związane (PWN)
------
niezwłoczny - taki, który powinien nastąpić w jak najkrótszym czasie (PWN)
--------------------------------
Nie. Posłowie nie mają prawa kontrolować kogokolwiek.
Prawo do interwencji nie oznacza prawa do kontroli.
Ustawa jasno wskazuje, że spotkanie z posłem ma nastąpić niezwłocznie, co nie oznacza "wtedy, gdy poseł sobie życzy", ale raczej "przy najbliższej możliwej okazji".
Rozszerzanie pojęcia "interwencja" jest dokładnie takim samym OMIJANIEM prawa, jak to czyni partia rządząca.
Rozumiem intencje państwa poselstwa, niemniej wykazali się arogancją, ordynarną bezmyślnością oraz zwyczajną głupotą i kolejny raz OŚMIESZYLI opozycję.
Niestety nie wskazałeś w którym miejscu prawo precyzuje, że interwencja nie może mieć charakteru kontroli. Kontrola może być jak najbardziej zabiegiem mającym na celu wywarcie wpływu na kogoś - na przykład doprowadzenie do ujawnienia przez niego interesujących opinię publiczną i posłów informacji.
Nie wskazałeś też w jaki sposób drukarnia Samindruk wywiązała się z obowiązku niezwłocznego umożliwienia interwencji w sytuacji, gdy odmówiła kontaktu z posłami. Zarzut wobec firmy nie polega na tym, że odwlekała możliwość podjęcia interwencji ponad miarę określoną w przepisach jako "niezwłoczna". Usilne obalanie przez Ciebie zarzutu, który nie padł, jest nieuczciwym zabiegiem erystycznym - manipulacją mającą odwrócić uwagę od sedna sporu. A jest ono takie, że firma Samindruk interwencję tę uniemożliwiła, a nie że nie dotrzymała jakichś terminów.
Prawo do kontroli mają organy, którym nadano to uprawnienie mocą ustawy.
Posłowie mają prawo do interwencji.
Różnica jest oczywista i zrozumiała nawet dla małpy.
Inwektywy nie mogą być niestety argumentem w dyskusji. Nie wskazałeś żadnego argumentu potwierdzającego, że posłowie w ramach wykonywania swojego mandatu i interwencji poselskiej nie mają prawa przeprowadzić czynności wyczerpujących definicję kontroli.
Wskazałem przepis na który BŁĘDNIE powołał się doktor nauk prawnych.
I już to wielokrotnie wyjaśniono, nawet jemu, że palnął głupotę.
Niestety, jego głupota i głupota pani, która mu towarzyszyła, bije w całą opozycję.
I tak jak napisałem wcześniej - rządzą idioci, bo w opozycji są więksi idioci.
Nadal sięgasz po inwektywy, zamiast uzasadnić rzekome niewłaściwe powołanie się na przepisy. Nic z tego co powiedziałeś nie uzasadnia, że nazwanie interwencji "kontrolą" oznacza złamanie prawa. To tylko Twoja życzeniowa interpretacja.
japrdl to może ja pójdę do konkurencji pod pretekstem nieuczciwej konkurencji sprawdzić co robią ? Wpuszczą mnie !?
Posłowie na polski Sejm nie są konkurentem tej niemieckiej firmy. Chcieli uzyskać informację w imieniu zleceniodawcy, czyli nas wszystkich, bo domniemana robota finansowana jest z pieniędzy publicznych. Konstytucja RP mówi wyraźnie: "Posłowie są przedstawicielami Narodu" - i tak powinni być traktowani. Nawet przez niemieckie firmy cieszące się względami rządzących i polskimi pieniędzmi.
A co z tajemnicą przedsiębiorstwa? Nie wiem jaka jest struktura firmy ale może zarząd odpowiada przed udziałowcami, może w statucie firmy jest to wyraźnie zaznaczone i zarząd odpowiada finansowo za jego złamanie. Do mnie dzwonili z policji chcieli dane z rodo żebym im podał na gębę, bo oficjalnie nie mogą wysłać prośby/nakazu tylko to ja bym odpowiadał za załamanie ustawy.
Ustawa o wykonywaniu mandatu posła i wynikające z niej uprawnienia są w Polsce obowiązującym prawem - niezależnie od struktury firmy i zobowiązań jej zarządu. Nikt nie zmusza takiego przedsiębiorstwa aby przyjmowało zlecenie realizowane ze środków publicznych. Jeśli przyjmuje - godzi się również na respektowanie przewidzianych prawem uprawnień zleceniodawcy do uzyskania informacji na temat realizowanych za jego pieniądze prac.
Prawo do informacji czy też prawo do interwencji nie jest równoznaczne ze swobodą wchodzenia w dowolnym czasie do dowolnej firmy.
Nie mamy informacji by ktoś sobie takie prawo rościł.
Posłowie sobie rościli, wzywając policję po odmowie wpuszczenia do firmy.
Żeby odmówić wpuszczenia posłów na swój teren, firma musiałaby podjąć z nimi rozmowę. Z relacji wynika, że takiej rozmowy posłom wbrew prawu odmówiono, zaś informację o odmowie wpuszczenia ich na teren drukarni Samindruk przekazano za pośrednictwem policji. Firma miała prawo zaproponować inny, możliwy według niej termin, ale tego nie zrobiła. Do tego co zrobiła, bezwarunkowo i bezterminowo odmawiając wstępu, prawa natomiast nie miała. Albo nie rozumiesz co zaszło pod bramą firmy Samindruk, albo celowo przeinaczasz fakty.
Najwyraźniej, relacje się różnią zależnie od tego z którym medium rozmawiali.
Nie zostali wpuszczeni,
wezwali policję,
policja została wpuszczona,
oni nie zostali wpuszczeni ponownie,
sporządzono notatkę służbową,
zgłoszono do prokuratury.
To ostatnie rzekomo.
Opisałeś przebieg zdarzeń prawidłowo. Z tego opisu nie wynika, żeby przed wezwaniem policji odmówiono Joannie Scheuring-Wielgus oraz Krzysztofowi Śmiszkowi wpuszczenia na teren firmy Samindruk - nie podjęto z nimi rozmowy, a to dwie różne sytuacje. Informacja o planowanym zgłoszeniu do prokuratury pochodzi od policji.