
Logomania znowu zaatakowała. Tym razem Sejm RP. Po czterech latach funkcjonowania poprzedniego logo posłowie zafundowali sobie nowy znak za 50 tys. zł. Autorem jest Jerzy Janiszewski, twórca znaku „Solidarność”.
Media spekulują czy to właśnie nazwisko Janiszewskiego nie było powodem takiej a nie innej wyceny projektu, przypominając jednocześnie jego propozycję logo polskiej prezydencji w Radzie UE, które krytykowane było m.in. za negatywne skojarzenia z podwyżkami cen, podatków i wzrostem bezrobocia. Biuro prasowe Kancelarii Sejmu wyjaśniło, że na wycenę wpływ miało zamówienie „Księgi identyfikacji wizualnej”, w której zaprezentowano zastosowanie znaku na wielu materiałach i w różnych wersjach kolorystycznych.
Jerzy Janiszewski
Tak czy inaczej 12 tys. euro za logo Sejmu to i tak o połowę mniej niż kosztowało logo prezydencji w Radzie UE. Problem w tym, że te nieco ponad 50 tys. zł to dopiero początek wydatków, bo za zmianą znaku pójdą oczywiście zmiany druków i pozostałych elementów opatrywanych sejmowym logo. Trudno nie zapytać, czy zmiana logo po czterech latach funkcjonowania podyktowana była czymś innym niż rozrzutność...?
W tym kontekście powraca ogólniejsze pytanie – o sens budowania wizerunku instytucji państwowych przy użyciu nie mających ze sobą nic wspólnego, niespójnych i bardzo często zwyczajnie kiepskich rozwiązań identyfikacyjnych. Czy Sejm wymaga budowania własnego, autonomicznego wizerunku, czy też może powinien pracować wraz z pozostałymi instytucjami państwowymi na kreowanie jednego, silnego wizerunku państwa właśnie? Dlaczego Sejm, ministerstwa, administracja wojewódzka i wiele innych instytucji marnują nasze pieniądze na naiwne strojenie się w kolorowe piórka zamiast skorzystać z jednego wzoru uniformu, którego spodziewamy się mając do czynienia z przedstawicielem władzy państwowej?
Źródło: Signs.pl