Ciąża... pracownica rzecze "na razie nie planuję zajść w ciążę, koronawirus i inne takie. Minimum pół roku nie zamierzam być w ciąży". Mija tydzień, przychodzi rano, trzyma się za brzuch "jestem w ciąży i idę do lekarza". Nazajutrz L4 na kilka miesięcy. Pytałem, błagałem "powiedz mi, jeśli będziesz planować". I z godziny na godzinę zostałem bez pracownika, zjebany urlop, potencjalny nowy pracownik sprzed 2 miesięcy znalazł pracę, a ja jestem w czarnej dupie. Jaki kuwra mam mieć szacunek do ciężarnej kobiety, skoro ona miała w dupie szacunek do pracodawcy? Wyujała mnie z dnia na dzień, zapewniała, że nie planuje itd. To co, gdy za przeproszeniem "zalewała formę" to nie wiedziała, że może zajść w ciążę? Wiatropylna Ci ona tylko? Nie mogła uprzedzić? Tak,, żebym był na to przygotowany i czynił jakieś kroki z zastępstwem? One myślą, że dla całego świata ich ciąża to największe szczęście, nieważne, że z dnia na dzień porzucają stanowisko pracy, zlecenia, robotę i to, co one mają teraz głęboko w zadzie, dla innych staje się utrapieniem i generuje kłopoty i straty finansowe.
Zwyczajnie... nikomu nie bronię rodzic dzieci, ale kuwra...szanujmy się!