Oszustwo zawsze wychodzi na jaw, trzeba do tego tylko geniusza, który je ujawni. A o bezpieczeństwie w sieci najlepiej uczyć się na błędach, byle nie na swoich. Dlatego marka OLX startuje z kolejną kampanią edukacyjną.
Czasem geniusz polega na tym, by na z pozoru skomplikowane pytania udzielać najprostszych odpowiedzi. Jeśli wpłaciło się w ciemno wysoką zaliczkę na poczet rezerwacji mieszkania, to należy się spodziewać, że pieniądze przepadną. Jeśli ktoś poprosił nas o wysłanie skanu dowodu pod pretekstem rekrutacji do pracy, to z pewnością po to, by wziąć na nasze dane kredyt.
Właśnie na tym koncepcie opiera się najnowsza kampania serwisu OLX, której bohaterowie ostrzegają, przypominają i tłumaczą, jak nie dać się oszukać w sieci. Seria krótkich, pouczających filmów powstała z udziałem Jacka Borusińskiego (ten w roli cokolwiek średnio błyskotliwego Sherlocka) i Sebastiana Stankiewicza (w roli Watsona, który raczej nosi głowę na karku). Ich detektywistyczne biuro odwiedzają współcześni bohaterowie, którzy padli ofiarą internetowych łotrów.
Za kreację odpowiada agencja PZL. Produkcja po raz kolejny spoczęła w rękach Lucky Luciano Pictures.
- Bezpieczeństwo naszych użytkowników jest dla nas niezwykle ważne, dlatego regularnie wracamy do tego tematu w kolejnych kampaniach wideo. To już nasza piąta aktywacja poświęcona tej tematyce, a jednocześnie swego rodzaju powrót do korzeni, ponieważ OLX.pl, na bardzo wczesnym etapie swojego istnienia, dostępny był pod adresem Szerlok.pl - mówi Michał Wiśniewski, social media manager w OLX. - Kampania kierowana jest do bardzo szerokiej grupy odbiorców, dlatego składają się na nią nie tylko dłuższe formy wideo publikowane na FB i YT, ale też krótsze formy przygotowane specjalnie dla młodszych widzów, którzy będą mieli okazję zetknąć się z kreacjami choćby na Tik Toku czy Stories.
- Kradzieże tożsamości, wyłudzanie danych czy phishing to obrzydliwe przestępstwa. Jesteśmy w PZL przekonani, że poruszanie tych tematów śmiertelnie poważnie mogłoby podziałać na odbiorców wręcz odpychająco. Jak więc podać treść ostrzeżeń bez oceniania i dydaktyzmu? Zdecydowaliśmy się na komediową formę, mając nadzieję, że tak podane treści dotrą do odbiorców i zapobiegną w jakiejś mierze szerzeniu się e-zła – mówi współautor koncepcji kreatywnej Sławomir Szczęśniak, Creative Supervisor w PZL.
W ramach kampanii powstały cztery spoty, każdy poświęcony innemu oszustwu w sieci. Filmom towarzyszą również zabawne, krótkie formy. Kampania trwa od 15 listopada i jest dostępna w mediach społecznościowych marki OLX.
Źródło: OLX
I teraz wyobraź sobie czytelniku, że OLX, tak dbający o Twoje dobro, pozwala byś otrzymał ocenę za transakcję, do której nie doszło.
To jest dopiero czynnik zabezpieczający - nie chcesz otrzymać oceny od kogoś, kto nic od Ciebie nie kupił, więc nie wystawisz nic na sprzedaż na olx.
Zabezpieczenie 110%.
To normalna praktyka w większości podobnych serwisów na świecie. Oceniać można nie tylko przebieg transakcji, ale także to czy podczas kontaktu użytkownik okazał się życzliwy, czy wystawił atrakcyjną cenę, czy odpowiada w rozsądnym czasie... Kryteria są w różnych serwisach różne, ale pytanie o doświadczenia w kontakcie z kimś, od kogo niekoniecznie się na koniec coś kupiło, jest normą. Zapytaj o to w e-bay - to w ich serwisach lokalnych funkcjonuje taki standard. Jak nie chcesz się na to narażać - nie wystawiasz nic na olx. Tutaj pełna zgoda.
Badanie satysfakcji, być może.
Wystawianie oceny, publicznie widocznej, w przypadku gdy NIE BYŁO transakcji. Nie tylko wątpliwe, ale zwyczajnie niedopuszczalne.
To jest ten sam poziom abstrakcji, co lewe referencje czy złośliwie niskie oceny w google maps, wystawione przez osoby, które o firmie dowiedziały się kilka minut wcześniej z jakiejś gównoburzy.
Jeżeli użytkownik wymienił korespondencję ze sprzedającym i jest proszony o ocenę satysfakcji z tego kontaktu - to gdzie jest problem?
Wyjaśnię na przykładzie, który idealnie ilustruje problem.
Wystawiłeś jakiś przedmiot, za 200 złotych. Pisze do Ciebie delikwent wiadomość, w której są trzy słowa - kupię za 100 PLN.
Odpowiadasz, że nie jesteś zainteresowany, wszak podałeś cenę znacząco wyższą.
I pyk, dostajesz negatywną ocenę. Jak to ładnie nazwałeś - jest to ocena satysfakcji niekupującego z kontaktu ze sprzedającym.
I nic nie możesz zrobić.
A sam olx zauważa w pomocniku, że niektóre oceny mogą być niesprawiedliwe, więc należy zadbać o ładną prezentację ogłoszenia, grzecznie odpowiadać na wiadomości.... i liczyć na uczciwość oceniających.
W teorii osoba oceniona powinna dostać wiadomość z linkiem do formularza w którym może wystawić ocenę zwrotną.
Ale ta wiadomość jest jak yeti. Wszyscy słyszeli, ale nikt nie widział, bo jak to na olx ostatnio często bywa "coś poszło nie tak, spróbuj ponownie za kilka ,minut".
Ale oczywiście to źli userzy nie poznali się na dobrodziejstwie tego rozwiązania.
A w jaki sposób przed podobną niesprawiedliwością chroni warunek dokonania zakupu? Załóżmy że delikwent był w podbramkowej sytuacji i kupił za te 200, a potem obsmarował Cię podwójnie - powód zawsze się znajdzie jak się bardzo chce. I co mu zrobisz?
Chroni przed tymi, którzy nie kupili.
Czyli co do zasady nie chroni wcale, a jedynie zmniejsza w pewnym stopniu prawdopodobieństwo. W niewielkim, zważywszy na to, że pokusa by kogoś niesprawiedliwie obsmarować jest w wypadku niezadowolonego kupującego oczywista, a w wypadku niespecjalnie zainteresowanego oglądacza - niespecjalna.
Skoro pokusa jest niewielka a nawet pomijalna, to po co walczyć z lawiną fałszywych recenzji wystawionych za pieniądze przez ludzi, którzy nie korzystali z usług?
Przecież to niewielka, pomijalna część internetu.
A gdzie ta lawina? Na OLX?
Gdzieś musi być, skoro przebrzydła UE chce by recenzje były powiązane z dowodem zakupu.
Nie mówimy tu o recenzjach produktów, ale o ocenie sprzedającego. Asumpt do niej daje niekoniecznie czynność zakupu, ale także kontakt ze sprzedającym, a nawet wystawiona przez niego oferta, która może być oceniana jako atrakcyjna lub nie. Tego typu oceny mieszczą się bez problemu w normach proponowanych przez UE, więc niepotrzebnie się martwisz. Problem, z którym próbuje walczyć UE nie dotyczy ocen sprzedającego na OLX, które nie są elementem zmanipulowanych kampanii rekomendacji czy marketingu szeptanego.
Pod warunkiem, że sprzedającym da się prawo do oceny kupujących,
Bynajmniej. Oceny tego typu nie kolidują z prawodawstwem unijnym niezależnie od tego czy wystawia je kupujący czy sprzedający. Czy ocena dotycząca osób zwracających się do sprzedającego (bo status 'kupującego' na OLX trudno potwierdzić, chyba że ktoś kupuje z przesyłką OLX) miałaby sens? Trudno powiedzieć - można się domyślać, że sprzedający korzystaliby z tego mechanizmu by mścić się za negatywne oceny, z drugiej strony bardzo łatwy byłby "handel wymienny" pozytywnymi ocenami, co odbierałoby całkowicie wiarygodność całemu systemowi ocen.
Czyli nie powinno być kłopotu z tym, że jakaś firma płaci za oceny wystawione przez osoby, które nie korzystały z usługi. Wszak mogą one ocenić wszystko poza transakcją...
Bo przecież mogli napisać e-maile i na tej podstawie wystawić laurki, nie?
Najwyraźniej nie ma takiego kłopotu. Dobrze, że dmuchasz na zimne - ale od tego dmuchania zimne nie stanie się gorące.