Na stronie Orli Dom prezentuję testy użytkowe mojego projektu narodowego godła. Wydawało mi się, że to sprawa zrozumiała, aliści przy okazji niedawnej rozmowy z młodym projektantem, zostałem zaskoczony krótkim pytaniem - po co to robię? Dobre pytanie!
Czy rzeczywiście trzeba mnożyć tyle wersji projektu? Po co przejmować się technologiami i materiałami? Wydawać by się mogło, że nie warto - jest przecież wiele znaków mających jedną, jedyną wersję, która doskonale daje się stosować, niezależnie od tego na jakim medium i jakimi metodami się posiłkujemy. Niestety, w wypadku Orła sprawa się komplikuje - zakładając naturalnie jego możliwie szerokie stosowanie.
Pozornie ma rację młody kolega: po co poświęcać czas na testowanie projektu, skoro "jakąś wiedzę mam, jakieś doświadczenie też, to chyba potrafię przewidzieć efekt końcowy?".
Graficy najczęściej mają nieźle opanowane techniczne zagadnienia druku - choć i tu bywają kiksy. Gorzej jeśli przychodzi grafikowi zmierzyć się z materiałem lub technologią nietypową - brak niezbędnej wiedzy potrafi wówczas "wysypać" nawet najlepszy projekt.
Bywa, że problemy pojawiają się także po stronie wykonawcy. Nie jest tajemnicą, że nie zawsze jest on wysokiej klasy fachowcem, a w razie problemów zrzuca często odpowiedzialność grafika. Jakże często okazuje się, że zamiast modyfikowania projektu wystarczyłaby po prostu większa precyzja ustawienia maszyny.
Dlaczego więc eksperymentuję? Przewidywania teoretyczne nie zawsze się sprawdzają w praktyce tak, jak zakładamy. Testy pomagają poprawić błąd, precyzyjniej ustawić urządzenie, podpowiadają kolejne rozwiązania lub - co ciekawe – także kolejne zastosowania. Projekt Orli Dom stał się moją pasją i chciałbym go naturalnie dopracować w każdym szczególe, zwłaszcza, że sam zadeklarowałem zamiar dostosowania go do możliwie szerokiego spektrum technologii i materiałów
Czy są z tego testowania jakieś dodatkowe korzyści? Naturalnie! Każde takie testowanie to doświadczenie bezcenne, kontakt z wykonawcami, fachowcami znającymi swoją robotę, posiadającymi doświadczenie i wiedzę, którymi się dzielą. To nie tylko okazja do wprowadzania niezbędnych korekt, ale także kolejna porcja otrzymanej wiedzy i doświadczeń własnych.
Natknąłem się na przykład na problem, który pojawił się przy próbach cięcia znaku laserem w pleksi. Cięcie w kolorowej pleksi grubości 2 mm, okazało się bezproblemowe (wielkość tarczy herbu 195 x 232 mm):
Po zakończeniu tej próby wpadłem jednak na pomysł wykonania Orła w materiale bardziej efektownym - przezroczystej pleksi o grubości 10 mm i... klapa. Topliwość materiału przy tej grubości tworzywa daje efekt klejenia się wycinanych elementów. „Ściany” wyznaczone wiązką laserową nie są idealnie równoległe, ale zwężają się nieco ku dołowi. Efekt jest tym wyraźniejszy im większa grubość materiału. Mówiąc szczerze zapomniałem o tym. W efekcie, oprócz klejenia się elementów, nastąpiły przetopienia linii rysunku. Trzeba zastosować rysunek o grubszych liniach, ale jest to być może również kwestia ustawienia wiązki tnącej lasera. Bez testów porównawczych, na innej maszynie i u innego wykonawcy, trudno jednoznacznie rozstrzygnąć co złożyło się na fatalny efekt końcowy. Bez testów można tylko gdybać, lub robić kolejne wersje z coraz grubszą kreską rysunku.
Precyzja ustawienia urządzenia potrafi wiele zdziałać. Techniką cięcia laserem posłużyłem się również przy próbach wycinania Orła w stali CrNi. Próby wyszły rewelacyjnie:
Pomimo minimalnych rozmiarów ciętego rysunku (wysokości testowanych znaków: 10 mm, 20 mm i 52 mm), zastosowanie precyzyjnej wiązki pozwoliło zachować, bez jakiejkolwiek korekty projektu, każdy detal rysunku. Przy grubości blachy 0,2 mm, niektóre linie rysunku mają miejscami szerokość mniejszą niż 0,1 mm. Precyzja wykonania sięga bowiem wartości 0,003 mm.
Co różniło obie próby laserowego cięcia? Po pierwsze - materiał, po drugie – jego grubość i po trzecie - najistotniejsze - szerokość laserowej wiązki i wynikająca z tego mniejsza lub większa precyzja cięcia. Jak widać też próba wykonania w jednym materiale niekoniecznie da taki sam dobry efekt w innym.
Czy kolejna próba cięcia w przezroczystym pleksi się powiedzie? Nie wiem, ale jestem dobrej myśli, lepiej bowiem sprawdzić na innym urządzeniu, ponosząc koszt kolejnej próby, ewentualnie skorygować znak na podstawie tych testów, niż narazić w przyszłości jego użytkowników na niepotrzebne straty. Konsultując i szukając rozwiązania można zyskać zarówno wiedzę o potencjalnych zagrożeniach, jak i wytypować rozwiązania pozwalające wykonać projekt prawidłowo.
Opisane testy są jednymi z kilku, jakie już przeprowadziłem. Co zostało już zrobione? Udało się wykonać ograniczoną próbę druku offsetowego, laserowego cięcia i grawerowania w drewnie oraz haftu. Były także próby tkania żakardowego i laserowego wycinania w papierze. O tych doświadczeniach napiszę następnym razem. Kolejne testy czekają już w kolejce na niezbędne fundusze. Są wśród nich m.in. techniki takie jak emalia, pieczęcie i tłoczenia na sucho, hot stamp oraz druk solwentowy.
Na razie przyjęte przy projektowaniu założenia sprawdzają się bardzo dobrze, nie ma problemu wypadania lub gubienia elementów rysunku, co dzieje się niestety przy wykonaniu takich samych prób w oparciu o rysunek oficjalnie godła.
Przy okazji testów narodziło się też kilka ciekawych pomysłów komercyjnego wykorzystania mojego projektu, przede wszystkim jako souveniry, ale nie tylko. Pozostaje znalezienie zainteresowanych takim wykorzystaniem.
Zapraszam na strony projektu Orli Dom.
Andrzej-Ludwik Włoszczyński, projektant