Prawidłowo zdefiniowane style akapitowe i sumienne ich używanie w procesie łamania tekstu, zabezpiecza nas przed poważniejszymi wpadkami typograficznymi. W poprzednim rozdziale przyjrzeliśmy się błędom początku i końca akapitu, dziś krytycznym okiem zajrzymy na jego prawą krawędź.
W chorągiewkę czy w blok
Istnieją dwa zasadnicze sposoby justowania tekstu: na format (blokowe) i w chorągiewkę (z wyrównaniem głównie do lewego marginesu). Według Andrzeja Tomaszewskiego badacze czytelności układów typograficznych stwierdzili, że skład w chorągiewkę (stały odstęp międzywyrazowy i niejustowana prawa krawędź tekstu) jest przyjazny dla czytającego właśnie dzięki stałym odstępom, najlepiej zbliżonym do tzw. trzecianki (⅓ fireta), a jednocześnie okazało się, że wyrównanie lub niewyrównanie prawej krawędzi wiersza zupełnie nie wpływa na czytelność*.
Nie zawsze jednego wybór sposobu justowania uzależniony jest jedynie od koncepcji projektowej i wyczucia estetycznego redaktora technicznego, a skład w chorągiewkę do dziś bywa uważany za synonim wydawnictw drugiego obiegu. W porównaniu z tzw. czasami słusznie minionymi zmianie uległo jedynie rozumienie pojęcia „drugi obieg”.
Chorągiewka z musu
W okresie miłościwie panującej nam kiedyś władzy ludowej do drugiego obiegu zaliczała się praktycznie każda niezależna inicjatywa wydawnicza. Aby trafić do poligraficznego podziemia edytorska wiedza nie była konieczna. Rozgrzeszenie z typograficznych niedociągnięć uzyskać można było łatwo. Głównym problemem niepokornych był rozkład bloku radzieckiego, a nie skład blokowy tekstu. Wykonywało się go głównie na ręcznych bądź elektrycznych maszynach do pisania, a uzyskany wydruk powielano różnymi sprytnymi metodami, mniej lub bardziej przypominającymi profesjonalną poligrafię.
Rewolucję typograficzną zrobiły sprowadzane pokątnie z NRD składopisy elektroniczne marki Robotron. Przypominały nieco zwyczajne elektryczne maszyny do pisania, ale były od nich znacznie większe i solidniejsze oraz posiadały umiejętność zapamiętywania przed przeniesieniem na papier, pewnej liczby wklepanego tekstu. Obrotowa głowica pozwalała nawet na stosowanie kilku typów czcionek. Robotrony rozciągały także wiersze na format.
Mankamentem tego rozwiązania, oprócz konieczności posiadania koncesji na używanie składopisu, był brak możliwości automatycznego dzielenia wyrazów.
Kiedy na rynek wydawniczy weszły pierwsze komputery z edytorami tekstu, wydawało się, że problem profesjonalnego justowania jest rozwiązany. Każdy najprostszy bowiem edytor posiadał możliwość wyboru rodzaju składu. Niestety otrzeźwienie przyszło szybko. W komputerach oprogramowanie było głównie obcojęzyczne i nie posiadało algorytmu dzielenia wyrazów zgodnie z zasadami obowiązującymi w języku polskim.
Do dzisiaj jest to problem niektórych składaczy, którzy mimo zmian ustrojowych pozostali nadal w drugim obiegu, tym razem z własnego wyboru, a nie wskutek przewodniej roli ludu pracującego miast i wsi.
Dzielenie po polsku
Podróż poza granice kraju jest dla mnie wyprawą równie skomplikowaną co lot na Marsa. Ponadto nieufność, do faktycznej możliwości uniesienia się kilkudziesięciu ton żelastwa w powietrzu bez działania sił nieczystych powoduje, że tkwiąc w chorzowskim grajdołku, zdany jestem na przekazy medialne głoszące, iż Polska rośnie w siłę, ludziom żyje się dostatniej i wszyscy w świecie się z nami liczą.
Zimny prysznic przychodzi, w trakcie instalacji oprogramowanie obcego pochodzenia. Do dziś bywa, że na liście wersji językowych istnieją wszystkie państwa świata łącznie z wyspami Hula-Gula. Nie ma jedynie Polski. Kiedy spotka to Ciebie i Twój program dtp, to masz poważny problem, bo w zasadzie jest pewne, że oprogramowanie nie posiada także polskiego algorytmu dzielenia wyrazów.
Ponieważ justowanie na format odbywa się kosztem zmian w wielkości odstępów międzywyrazowych, utrzymanie ich w ryzach trzecianki bez dzielenia wyrazów na końcu wiersza jest praktycznie niemożliwe. Profesjonalne programy dtp, w celu uzyskania optymalnej szarości tekstu, analizują zarówno pojedyncze wersy jak i całe akapity, chroniąc czytelnika przed nadmiarem światła w postaci dziur, rynien i korytarzy. Lektura dobrze wyjustowanego tekstu przypomina podróż luksusową autobaną, w przeciwieństwie do telepania się po wybojach drogą trzeciej kolejności odśnieżania.
Niestety nawykli do ciągłej prowizorki i genetycznie skażeni socjalistyczną bylejakością próbujemy problem obejść stosując sprytne polskie rozwiązania. Jedno jest jednak gorsze od drugiego:
- użycie innego algorytmu dzielenia, najczęściej angielskiego lub amerykańskiego – gros wyrazów będzie podzielonych niepoprawnie
- dzielenie wyrazów na piechotę i wstawianie gdzie trzeba dywizów – najmniejszy przeskład czy też wprowadzenie uwag korektorskich, spowoduje iż robotę często trzeba zaczynać od początku
- justowanie na format bez dzielenia wyrazów – no comments, po prostu żenada.
W tej sytuacji, część osób targanych typograficznymi wyrzutami sumienia wybiera konsensus i justuje tekst w chorągiewkę bez dzielenia wyrazów. Klientowi można przecież wytłumaczyć, że skład blokowy jest niemodny, a dzielenie wyrazów na końcu wiersza utrudnia percepcję zawartości merytorycznej. W sumie, czemu nie. Nieboszczyk Jan Himilsbach też mawiał, że picie wódki to wprowadzanie elementu baśniowego do rzeczywistości. Wielu mu uwierzyło...
Co ma wisieć niech wisi
Niestety, nawet programy z polską wersją językową i algorytmem dzielenia wyrazów po polsku nie zapewniają na wejściu pełnej poprawności typograficznej. W analizowanym dziś obszarze końca wiersza, dotyczy to w szczególności problemu pozostawiania bez opieki wyrazów jednoliterowych, a także różnego typu skrótów. Dla porządku przypominam więc za „Typografią typowej książki”**, iż na końcu wiersza nie należy pozostawiać m.in.:
- wyrazów jednoliterowych: a, t, o, u, w, i, z
- pojedynczych cyfr i liter z kropką lub nawiasem
- skrótów typu: tzn., np., 100 m, 23 kg, XX w., 2001 r., prof., mgr.
Bardziej liberalny jest skład gazetowy, o łamach przeważnie węższych od książkowego, ale wisielców jednoliterowych nie tolerują nawet tabloidy.
Sposobów radzenia sobie z tą wisząca sytuacją jest co najmniej cztery. Ułóżmy je hierarchicznie – od (IMHO) najgorszego do najlepszego:
- „na strusia” - czyli chowamy głowę w piasek ignorujemy problem i wymyślamy wytłumaczenie zgodnie z sentencją Himilsbacha, przytoczoną powyżej.
- „na piechotę” - czyli ręcznie wymuszamy koniec wiersza przed wiszącym wyrazem, wszędzie tam, gdzie to wykryje nasza korekta (sytuacja o tyle niebezpieczna, że wymuszenie końca wiersza w jednym miejscu może spowodować przeskład i pojawienie się nowego wisielca w innym miejscu, którego nie było na wydruku korektorskim)
- „na podmianę” - czyli używając narzędzia „znajdź i zamień”, wyszukujemy w tekście trefne sytuacje i podmieniamy je na prawidłowe. Na przykład, aby pozbyć się wiszącej literki „w” znajdujemy sentencję „spacja litera w, spacja” i zamieniamy ją na sentencję „spacja, litera w, twarda spacja”. Wskutek takiej operacji wiszące „w” przyklei się na twardo do następującego po nim wyrazu. W podobny sposób postępujemy z pozostałymi literami i skrótami.
- „na informatyka” - czyli wykorzystując umiejętności własne lub znajomego informatyka, piszemy prosty programik, który po odpaleniu wykona automatycznie wszystkie zdefiniowane w nim operacje podmiany. Programik dołączamy do głównego programu dtp, wykorzystując możliwość opcjonalnego stosowania rozszerzeń. Gotowe programiki poprawiające typografię są tu i ówdzie dostępne w sieci, a niebawem będą do pobrania na stronie Chochlika Drukarskiego.
Z chochlikowym pozdrowieniem
Andrzej Gołąb