
W I półroczu 2019 r. wydatki na reklamę w Polsce wzrosły jedynie symbolicznie. Po sześciu miesiącach ich dynamika w porównaniu z takim samym okresem ub.r. wyniosła zaledwie 1,2 proc. Stagnacja branży reklamowej odbija się też w bazie danych Krajowego Rejestru Długów. Obecnie widnieje w niej 3733 takich firm – głównie małych agencji. Są winne swoim partnerom 91,5 mln zł. To blisko trzy razy więcej niż 5 lat temu.
Według raportu Starcomu w I półroczu b.r. wydatki reklamowe wzrosły tylko w Internecie (o 7,8 proc.) i kinach (o 6,4 proc.). Spadły za to w telewizji (o 1,8 proc.), radiu (o 1,3 proc.), prasie (o 9,5 proc.) i reklamie zewnętrznej (o 0,5 proc.). W efekcie w skali całego rynku można mówić o wzroście na poziomie tylko 1,2 proc. Tymczasem w 2018 r. wyniki były optymistyczne. Firmy zwiększyły budżety reklamowe o 7,8 proc. i był to dla branży kreatywnej najlepszy rok od dekady. Dobra passa polskiej gospodarki nadal trwa, ale rynek reklamowy wykorzystał ją już w minionym roku. Teraz gospodarka powoli wyhamowuje, co przejawia się m.in. zwalniającym tempem wzrostu konsumpcji prywatnej, która napędzała koniunkturę w ostatnich latach. W rezultacie także branża reklamowa także spowolniła.
Efekt zadyszki
Jeszcze w 2014 r. agencje reklamowe miały 32,1 mln zł zaległości wpisanych do Krajowego Rejestru Długów. Średnie zadłużenie wynosiło 14 559 zł, a w bazie danych KRD widniało 2208 takich podmiotów. Dziś ich konto obciąża kwota 91,5 mln zł. Średnia zaległość to 24 525 zł, a w rejestrze wpisanych jest 3733 firm. Są to agencje reklamowe i marketingowe zajmujące się m.in. tworzeniem strategii reklamowych i realizacją kampanii, świadczące usługi kreatywne, lokujące reklamy w mediach, Internecie i na nośnikach zewnętrznych, projektujące stoiska wystawowe, a także agencje badania rynku, agencje public relations oraz wydawnictwa, przygotowujące m.in. foldery, ulotki i gazety firmowe dla klientów.
Świat reklamy jest postrzegany przez pryzmat wielkich, sieciowych agencji, obsługujących duże koncerny z gigantycznymi budżetami. Tymczasem na rynku działa cała rzesza niewielkich agencji, które świadczą szeroko rozumiane usługi reklamowe, badawcze, wydawnicze, wspierając firmy w komunikacji marketingowej i dotarciu do klientów. To głównie ich problemy finansowe odbijają się w bazie danych KRD.
- Ta branża charakteryzuje się dużym rozdrobnieniem. Małe agencje często przyjmują w ciemno każde zlecenie, bo pozyskanie klienta nie jest łatwe. Pracują zazwyczaj projektowo, rzadko zdarza się, że mają umowy na stałe. Chcąc utrzymać zdobyte w pocie czoła zlecenie, nie sprawdzają wiarygodności finansowej klientów. W efekcie, gdy kontrahent ociąga się z płatnością, agencja zaczyna tonąć. Właśnie dlatego małe agencje nie powinny bać się weryfikowania nowych zleceniodawców, aby nierzetelny płatnik nie pociągnął ich na dno. Zamiast tracić czas na realizację zlecenia, za które i tak nie będzie pieniędzy, lepiej w tym czasie poszukać uczciwego klienta - mówi Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.
Najwięcej zadłużonych agencji, które figurują w bazie danych KRD, to właśnie firmy zarejestrowane jako jednoosobowa działalność gospodarcza. Jest ich aż 3063. Ich łączny dług wynosi 72,1 mln zł, a rekordzista z tego grona ma do oddania 1,9 mln zł. Kolejną najbardziej zadłużoną grupą są spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. 593 takich firm zalega kontrahentom ze spłatą 17,9 mln zł. Największa zaległość w tej kategorii to 1,1 mln zł.
W kolejce po pieniądze
Lista wierzycieli branży kreatywnej jest długa i zróżnicowana. Na pieniądze od niej czekają przede wszystkim fundusze sekurytyzacyjne i firmy windykacyjne, do których trafiły długi agencji reklamowych wobec banków, firm leasingowych czy ubezpieczycieli. Jest to kwota 34,5 mln zł. Duże zaległości agencje mają także w stosunku do banków – 17,3 mln zł, a także firm telekomunikacyjnych, dostawców Internetu i telewizji – 6 mln zł. Winne są także 4,2 mln zł firmom faktoringowym i 3,2 mln zł leasingodawcom. Co ciekawe, nie rozliczyły się także we własnym gronie. Mają bowiem 1,1 mln zł zaległości wobec domów mediowych, firm zajmujących się badaniami rynku, wywiadowni gospodarczych, a także portali internetowych i firm telemarketingowych. Na liście ich wierzycieli „branżowych” są ponadto firmy poligraficzne i wydawnicze, które mają do odzyskania 1,3 mln zł.
- Długi agencji kreatywnych w bankach to w dużej mierze niespłacone kredyty obrotowe, zaciągnięte na finansowanie zleceń od klientów. Powszechna praktyka jest taka, że klient zleca zaprojektowanie i wykonanie dużej partii folderów, ulotek, gadżetów czy innych materiałów reklamowych i płaci za nie dopiero po ich otrzymaniu. Przy dużych zamówieniach agencja musi wpłacić zaliczkę podwykonawcy, często też ma krótszy termin na uregulowanie całej zapłaty niż jej klient. Sięga więc po pieniądze z banku. Niestety w przypadku zawirowań po stronie klienta bywa, że zostaje na lodzie i nie jest w stanie spłacić kredytu – mówi Andrzej Kulik, ekspert programu Rzetelna Firma.
Zmorą branży są też długie terminy płatności wymuszane przez klientów. W takich sytuacjach agencje także ratują się kredytami obrotowymi. Przeznaczają je na opłacenie podwykonawców i pensje swoich pracowników.
Nauka na własny rachunek
Małe agencje kreatywne zakładają często odchodzący z zawodu dziennikarze, PR-owcy lub pracownicy działów marketingu większych firm. Ich niewątpliwym walorem jest warsztat, znajomość rynku i relacje z ludźmi. Niestety to nie wystarcza do prowadzenia agencji na własny rachunek. Dopiero z czasem uczą się, jak zarządzać zleceniami, umowami i fakturami. Niewielkie agencje zazwyczaj są „zawieszone” na jednym, dwóch klientach i w pełni od nich uzależnione. Wystarczy, że kontrahent nie zapłaci im za zlecenie lub znacząco przesunie termin spłaty i katastrofa finansowa gotowa. Powinno je to skłonić do dywersyfikacji portfela klientów i aktywnego poszukiwania nowych zleceń, ale przede wszystkim do weryfikowania wiarygodności potencjalnych klientów.
Rekordzistą pod względem wielkości zadłużenia jest jednoosobowa firma prowadzona przez przedsiębiorcę z powiatu pszczyńskiego na Śląsku. Ma on do oddania aż 1,9 mln zł, a suma ta rozkłada się na 4 wierzycieli: fundusz sekurytyzacyjny, towarzystwo ubezpieczeniowe i bank, przy czym gros tych wierzytelności (1,8 mln zł) przypada na bank.
Ponad 1/3 z 91,6 mln zł zadłużenia branży reklamowej to zaległości firm z województwa mazowieckiego ( 34,1 mln zł). Za nimi lokują się firmy z województwa śląskiego (12,3 mln zł), a pierwszą trójkę zamykają dłużnicy z Wielkopolski (7,9 mln zł).
Źródło: Rzetelna Firma
Należy przypuszczać, że zadłużenie wynika z przyczyny braku zapłaty przez kontrahentów. Praca została wykonana, podatki za wystawioną fakturę zapłacone, a sponsor się wykręcił sianem,. Więc muszą brnąć dalej i zadłużają się. Może na Wyborach niektórzy się okują ;-)
Na pocieszenie warto napisać, że trzymający dyscyplinę rozliczeniową wcale nie mają lepiej, bo nawet stałemu klientowi zdarza się ... przejść ze zleceniem do tej agencji, która ma niższe wymagania formalne.
po taniości robią, szukają najtańszych podwykonawców, ci robią chłam bo muszą robić tanio, klient nie chce płacić bo dostaje g... zamiast porządnego produktu. Agencje jakie płacą godziwe stawki nie mają problemów z płatnościami.
Jeśli chodzi o wymagania formalne to rozrzut oczekiwań i standardów tak się ostatnio powiększył, że nie warto liczyć na to, że zadowoli się każdego - to niemożliwe. Rzeczy dawniej oczywiste - jak choćby prośba o uszczegółowienie oferty, przesłanie lepszej jakości zdjęć pokazujących jakieś omawiane w trakcie ustaleń detale itp. - dziś potrafią wywołać agresję albo fochy. W sumie to dobrze, że ludzie zaczęli bez skrepowania okazywać co im siedzi w głowach - dzięki temu można ominąć takich, którym się w tych głowach poprzewracało. Kontrahenta, dla którego normalne oczekiwania formalne są zbyt dużą przeszkodą, warto pożegnać - im szybciej, tym bezpieczniej.
W momencie, gdy stały, dający ileśtam procent miesięcznych przychodów klient, odchodzi z dnia na dzień z powodu sztywności formalnej współpracy, do łatwiejszej agencji, to przekonanie, że lepiej iż tak się stało, wcale nie jest takie przekonujące.
Na zimno rachując - oczywiście, że lepiej się stało - ale w dobie fochów o byle co, zastąpienie takiego klienta może nie być proste i nie każdy ma na tyle silny żołądek, by przetrzymać podobne sytuacje.
Sytuacja wygląda na dość wydumaną - jeśli jest to stały klient i przez długi czas warunki formalne mu nie przeszkadzały, to mało prawdopodobne że nagle zaczną, a on połasi się na ofertę kogoś kogo nie zna, na kim być może się natnie. Ale gdyby tak właśnie się stało, to jest to jednak powód aby zapaliła się czerwona lampka. Być może ów klient utracił właśnie stabilność emocjonalną lub finansową...
Wydumaną?
Sam napisałeś wyżej, że dziś byle co powoduje agresję lub focha.
Bezproblemowość formalna nowego kontrahenta może być języczkiem u wagi.
Nowego - owszem, gdyby ktoś szukał nowego wykonawcy to wybór takiego który stawia mniejsze bariery formalne byłby naturalny. Mówimy jednak o sytuacji gdy ktoś ma wypróbowanego wykonawcę i przez długi czas nie przeszkadzały mu jego warunki formalne. Reklamiarze i graficy dzielą zazwyczaj dojmujące poczucie niedocenienia przez klientów, wielu z tych klientów traktuje jednak sprawdzony kontakt w branży reklamowej jako jeden z aktywów firmy, który potrafią wbrew pozorom szanować. Jeżeli taki klient zaczyna nagle wybrzydzać na akceptowane dotychczas warunki współpracy, to najprawdopodobniej zmieniło się coś, co bardzo źle wróży na przyszłość.
W wątku obok piszesz, że marketoid ma obowiązek dbać o interesy firmy.
W dowolnym momencie może więc zmienić dostawcę, jeśli uzna, że nowy daje lepsze warunki. I nie ma znaczenia, że dotychczasowa współpraca była świetna, skoro z excella mu wyszło, że nowa będzie lepsza.
Agencje to klient wysokiego ryzyka, chce tanio, nie płaci a jak dostanie o 1zł taniej to pójdzie gdzie indziej - lojalność bliska zeru. Agencje u mnie mogą zamawiać tylko na zasadzie 100% przedpłaty, i generalnie nie jest to klient mile widziany.
Wszystko zależy co to za agencja i co to za wykonawca - w dyskutowanej przez nas sytuacji wątpliwe jest aby agencja trzymała się wykonawcy przez długi czas aby potem nagle zmienić front. Jak sam zauważasz agencje to klient mało lojalny i kapryśny, który rzadko staje się stałym odbiorcą. No chyba że trafi na niszowego wykonawcę, który nie ma specjalnej konkurencji, a jest ważny z punktu widzenia oferty takiej agencji. Jeżeli taka sytuacja ma miejsce, agencja trzyma się długi czas wykonawcy robiącego np. nietypowe displaye, których nikt inny w mieście nie potrafiłby złożyć do kupy - a nagle zaczynają się dąsy o wymogi formalne, to na 99,9% stało się coś co uniemożliwi dalszą współpracę i takiego klienta najlepiej pożegnać bez żalu, bo jest to najprawdopodobniej tykająca już bomba z opóźnionym zapłonem.
Nie jest wątpliwe.
Marketoid ma obowiązek dbać o interesy swojej firmy (cytat z redakcja), a to znaczy, że jeśli jakaś firma daje lepsze warunki, to się po prostu przeskakuje.
Musiałby to być bardzo kiepski marketingowiec gdyby sądził, że pokazanie takich czy innych wymogów formalnych streszcza całość rzeczywistych warunków współpracy z daną firmą.
dla agencji w 95% procentach przypadków wymóg formalny w postaci przedpłaty skutkuje szukaniem innego wykonawcy. Bawi mnie czasami komunikacja z różnymi agencjami, gdzie wszystko jest na dobrej drodze, ale momencie jak usłyszą, że trzeba płacić to się kontakt urywa.
Jeżeli podwykonawców jest wielu, to agencje mogą sobie na taką rabunkową gospodarkę pozwolić. Gdybyś miał produkt niszowy albo oferował jakieś specjalne bonusy, agencja która na tym zarabia szanowałaby kontakt z Tobą. Gdyby jednak po długim czasie owocnej współpracy zaczęła utyskiwać na zaliczki byłby to sygnał, że np. traci płynność finansową, traci klientów na Twoje usługi albo że w okolicy pojawił się ktoś z lepszymi bonusami. W każdym z tych wypadków bardziej się opłaci podziękować zawczasu za dalszą współpracę zamiast bronić czegoś co jest prawdopodobnie już nie do obrony, doprowadzając na koniec do sytuacji którą mógłby rozstrzygnąć tylko sąd.
dlatego szkoda czasu na współpracę z agencjami, lepiej ten czas poświęcić klientowi końcowemu, zero problemów z płatnościami i marże przynajmniej x2
Kiepski, niekiepski, ma dbać o interesy firmy (redakcja).
A to oznacza wybór tej oferty, która jest łatwiejsza w konsumpcji.
Sentymenty na bok.
Łatwiejsza w konsumpcji? A cóż to za miernik interesu firmy? Ma wybrać ofertę najkorzystniejszą, a nie najłatwiejszą. Często ta najłatwiejsza okaże się rujnująca finansowo. Byznesmem któren łasi się na takie oferty zwany bywa Januszem Biznesu - nie ujmując nic zwyczajnym Januszom.
Normalny.
Przy dwóch podobnych cenowo oferentach wybierasz łatwiejszego w podejściu.
Interes firmy jest najważniejszy przecież.
Janusz Biznesu pewnie tak wybiera. Zawodowiec patrzy również na takie czynniki jak jakość, terminowość itp. - a te trudno ocenić nie znając partnera. Dlatego jeśli ktoś woli poświęcić sprawdzony w tym względzie kontakt zamieniając go na nieznanego sobie wykonawcę oferującego współpracę bez zabezpieczeń formalnych, można mu tylko powiedzieć: "powodzenia panie Januszu!"...