W zeszłym miesiącu blisko 100 największych agencji reklamowych w Polsce otrzymało listy od Stowarzyszenia Twoja Sprawa. STS od 2018 wprowadza zasadę publicznego informowania o osobach sprawujących funkcje kierownicze u tych reklamodawców, którzy będą podejmować działania marketingowe i promocyjne sprzeczne z dobrymi obyczajami, w szczególności będą godzić w interes dzieci i młodzieży. Stowarzyszenie chce w ten sposób zweryfikować podejście osób na stanowiskach kierowniczych firm i agencji reklamowych do zasad społecznej odpowiedzialności biznesu.
Z doświadczeń Stowarzyszenia Twoja Sprawa wynika, że dotychczas osoby na stanowiskach kierowniczych okazywały zdziwienie, gdy ich nazwisko albo wizerunek pojawiały się w kontekście niektórych reklam ich własnych firm. Zaznaczyć trzeba, że często treść tych kampanii była na tyle bulwersujące, że zestawienie ich z nazwiskiem szefa firmy lub agencji budziło natychmiastowe reakcje i było argumentem przemawiającym za zmianą przyjętej strategii reklamowej w przyszłości.
– Za reklamami naruszającymi zasady społecznej odpowiedzialności biznesu stoją konkretne osoby, które w swoim prywatnym środowisku nigdy nie pozwoliłyby sobie na naruszenie dobrych obyczajów. Wielokrotnie przy okazji naszych akcji konsumenckich działy PR i rzecznicy prasowi reklamodawców okazywali zdziwienie i niezadowolenie, że nazwisko ich szefów pojawiły się właśnie w kontekście ich własnych kampanii, szczególnie, gdy reklamy miały charakter uprzedmiotawiający kobiety lub były szkodliwe dla dzieci i młodzieży. Takie zderzenie się kierownictwa z faktami jest nierzadko na tyle niewygodne, że staje się powodem przemyślenia kolejnych praktyk reklamowych – mówi Izabela Karska rzeczniczka STS.
Akcja Stowarzyszenia jest skierowana do szefów agencji reklamowych i marketingowych, i polega na wysyłce listów poleconych za potwierdzeniem odbioru. W listach STS informuje o wprowadzeniu nowych zasad i zachęca agencje do poinformowania o tym swoich klientów. Listy są jednocześnie zaproszeniem do promowania i podejmowania dobrych praktyk, ale także szansą na uprzedzenie zarządów swoich klientów, jakie konsekwencje wizerunkowe mogą ponieść w przypadku naruszania dobrych obyczajów w reklamie.
Stowarzyszenie Twoja Sprawa jest organizacją konsumencką, która od blisko 10 lat reaguje na naruszenia dobrych obyczajów w reklamie. Spośród ponad 50 skarg skierowanych do Rady Reklamy oraz innych instytucji (w tym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji), aż w 88% przypadków Stowarzyszeniu i konsumentom biorącym udział w akcjach konsumenckich, udało się uzyskać orzeczenia stwierdzające naruszenia Kodeksu Etyki Reklamy lub przepisów właściwego prawa. Świadczy to o wyjątkowej skuteczności podejmowanych działań.
Nowa praktyka ma zwiększyć tę skuteczność działań konsumenckich, ale przede wszystkim wymóc na branży większą odpowiedzialność za kreowane treści, zwłaszcza w kontekście bezpieczeństwa i dobra najmłodszych konsumentów.
- Z przykładowym listem do agencji można zapoznać się TUTAJ (PDF).
Źródło: Stowarzyszenie Twoja Sprawa
Publikowanie cudzych danych osobowych? To powinno zainteresować GIODO.
Ciekawy przypadek. Trudno podejrzewać, że taki pomysł nie został wyczerpująco sprawdzony i skonsultowany pod kątem prawnym. Z drugiej strony często można spotkać się z interpretacją mówiącą, że fakt iż dane przedsiębiorcy są publicznie dostępne (stanowiąc chociażby element nazwy firmy) nie zwalnia ich z ochrony. Być może w którymś momencie ktoś zechce powiedzieć "sprawdzam" i skierować skargę do GIODO?
Abstrahując od aktualnych przepisów - dane przedsiębiorcy zabierającego głos w przestrzeni publicznej, właśnie za pośrednictwem reklamy czy działań marketingowych, powinny być jak najbardziej jawne. Informacja o tym "kto mówi" jest niezbędna do zapewnienia warunków dla elementarnej przejrzystości i uczciwości każdej formy komunikacji.
O ile się nie mylę, STS właśnie kogoś pozwało o nieobyczajną reklamę - jak w usa - pozywają, choć nikt ich o to nie prosił, ale czują sie pokrzywdzeni i uprawnieni do pozwu.
Mając to na uwadzę, śmiem twierdzić, że nie sprawdzili tylko biją w ciemno, licząc na to, że wszyscy się przestraszą.
Generalnie uważam, że przedstawiony wyżej model postępowania odpowiedni jest, ale dla instytucji umocowanej w majestacie państwa i prawa, nie dla prywatnego stowarzyszenia, które nie wiadomo kogo reprezentuje, czy też gorzej, uzurpuje sobie prawo do reprezentowania wszystkich.
A kto zabrania polskiemu państwu i prawu umocować taką instytucję? Skoro takie inicjatywy powstają niezależnie od władzy to znaczy że mamy w tym obszarze do czynienia z bezczynnością państwa i pustką prawną.
Pytanie czy państwo byłoby w takiej roli skuteczniejsze i sprawiedliwsze, bo jeśli użycie przez Ciebie pojęcia "prywatne stowarzyszenie" zdradza obawy, że mogłoby ono działać w czyimś prywatnym, a nie publicznym interesie, to taki instrument w rękach władzy politycznej, obarczony podobnym ryzykiem, mógłby się okazać zabójczy dla wolności gospodarczej i całej sprawy, której miałby służyć.
Państwo ma być skuteczne tam, gdzie jego interwencja jest niezbędna a nie tam, gdzie sobie wymyślił jakić cwaniaczek, rzekomo występujący w czegoś obronie czy urażony jakimś zjawiskiem.
Twoje przekonanie, że każda instytucja państwa jest upolityczniona i politycznie umotywowana jest infantylne, durne i niewarte komentarza.
Wygląda na to że po prostu nie odczuwasz dyskomfortu oglądając taką reklamę. Państwo jest jednak od tego aby dbać o wszystkich - a jeśli są tacy którzy dyskomfort odczuwają, psim obowiązkiem państwa jest takich spraw pilnować.
Co do upolitycznienia - to instytucje państwowe z definicji podlegają politykom i tylko do istnienia odpowiednich instytucji kontrolnych i odwoławczych zależy czy są upolitycznione - czy nie. Tu nie ma miejsca na żadne przekonania, jest prosta analiza elementarnych faktów. Ale zdaje się że właśnie skończyliśmy dyskusję ponieważ z braku argumentów merytorycznych znowu sięgasz po argumentację ad personam i oceny wartościujące. Miłej niedzieli.
Komfort czy dyskomfort nie może oznaczać automatycznego prawa do pozywania, bo kończy się tak jak w przypadkach religijnych - ludzie nie byli na koncertach czy wystawach, nie widzieli co się tam działo, ale są urażeni i składają zawiadomienia do prokuratur.
Moje uczucia rani muzyka disco polo, ale zamiast pozwać muzyków, po prostu jej nie słucham.
Jeśli przyjmiemy, że każdy z nas ma jakieś przekonania etyczne, polityczne, gospodarcze, to prosty wniosek jest taki, że każdy wybieralny urzędnik jest uwiązany etycznie, politycznie, godpodarczo.
To jest zwyczajnie głupie i niebezpieczne, bo kreuje przekonanie, że skoro kogoś wybrałeś, to masz prawo dyrygować jego postępowaniem, a osoba wybrana, ma się kierować interesem wyborcy (Twoim) a nie społeczeństwa jako całości czy szerzej, państwa.
Oczywiście zawsze będzie istniał pewien margines nieudaczników, gotowych odwdzięczać się za nominowanie, mianowanie czy wybór, widać to zwłaszcza tam, gdzie grona wybierające mają charakter niedemokratyczny.
Niemniej normą jest prawo stanowione, nie upodobania gremium wybierającego. Szybko i źle kończą ci, którzy o tym zapominają.
Jeszcze raz - takie uwiązanie to norma a nie wypadek przy pracy - wyzwanie, któremu państwa prawa starają się sprostać przy pomocy takich instrumentów jak trójpodział władzy, niezależne sądownictwo i media. Im lepiej działają te instrumenty, tym polityczne uwikłanie instytucji państwowych mniejsze. Tam gdzie narzędzia te są tylko atrapą, polityczna podległość jest w państwowych instytucjach normą.
Prawo do pozywania jest i musi być nielimitowane. Nawet jeśli przeszkadza Ci że sąsiad paraduje pod oknem w zapoconym podkoszulku - musisz mieć prawo go pozwać. Limitowane zgodnie z Twoim punktem widzenia powinny być natomiast rozstrzygnięcia sądów w takich sprawach. Rzecz nie w tym aby walczyć z rozmnażaniem się grzybów trujących, ale aby ich nie zbierać.
Nie. takie uwiązanie oznacza patologię.
Sąsiad może robić co chce, o ile nie łamie prawa, nikt nie ma prawa go pozwać.
Niemoralna reklama nie łamie prawa, więc pozywanie jest raczej formą nękania aniżeli szukaniem sprawiedliwości. Podobnie czyni pewien specjalista od sekt, który wszędzie widzi, nawet tam gdzie nie był i nie widział, obrażanie uczuć religijnych.
Pomyliłeś kolejność - aby skierować sprawę na drogę sądową chciałbyś najpierw mieć pewność, że stanowi ona naruszenie prawa. Tymczasem nie dowiesz się tego dopóki sprawy nie oceni sąd... Skonstruowałeś wewnętrznie sprzeczny postulat, którego realizacja oznaczałaby w praktyce całkowite odcięcie obywateli od instrumentów prawnych. To elementarny błąd logiczny.
Czy zdrada żony jest niemoralna?
Wg niektórych nie, inni twierdzą, że jak najbardziej.
Czy jest karalna?
Czy zatem można dywagować w sądzie na temat kary dla niemoralnej reklamy?
Zdecydowanie nie.
Zdrada żony może mieć konsekwencje prawne choćby w postaci rozwodu, odebrania dzieci itp., podobnie jak publiczne naruszenie dobrego obyczaju i norm społecznych - na przykład poprzez emisję nieobyczajnej reklamy, nieobyczajne zachowanie w miejscu publicznym itp. Dlaczego takie kwestie nie miałyby podlegać ocenie i dywagacjom w sądach?
Rozwód nie jest karą.
Gdyby wspomniane reklamy były nieobyczajne w kontekście prawnym, to prokuratura byłaby zobligowana do podjęcia działań z urzędu.
One są nieobyczajne wyłącznie w rozumieniu jakiegoś stowarzyszenia, walczącego z nie wiadomo kim i w niewiadomo czyim imieniu.
To jest sedno problemu - gdyby był paragraf, droga wolna, prokurator ściga, sąd orzeka o winie. Ale tu nie ma paragrafu, jest ODCZUCIE. Subiektywne, i proklamowane przez organizację o określonym profilu.
Nie ma żadnego powodu aby dowolne grono - także prywatne - nie zwracało się do sądu o zbadanie czy działanie innych osób lub podmiotów nie narusza ich dóbr osobistych i prawa - tak działa system prawny w cywilizowanych krajach. Tab gdzie ludzie nie mogą zwrócić się w takich sprawach do sądów, w ruch idą maczety i kałachy.
MUSI być powód takiego zgłoszenia.
OBIEKTYWNY prawnie.
Znowu odwrotna kolejność - to czy coś jest obiektywne, czy może jest zbiorowym urojeniem najprywatniejszej z prywatnych fundacji, ocenia sąd. Nie ma w polskim (ani żadnym innym) systemie prawnym instytucji prewencyjnego szacowania "powodów" poza prokuraturą. Ta jednak wkracza tam, gdzie mamy do czynienia ze sprawą karną. W wypadku naruszenia dóbr osobistych powody szacuje powód, na którym nie ciążą żadne zobowiązania co do badania własnego obiektywizmu. Byłoby to dość groteskowe - nie sądzisz?
Tu nie ma naruszenia dóbr osobistych, jest subiektywne i nieumocowane w KK czy KW stwierdzenie o nieobyczajności.
Jak napisałem wcześniej, gdyby takowa zachodziła, nie byłoby pozwu cywilnego, bo sprawa ścigana byłaby z urzędu.
Na jakiej podstawie uważasz, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych? Własnego widzi-mi-się? Masz w tej sprawie wyrok sądu, albo jakiegoś ciała które w obiektywny sposób oceniłoby taki zarzut zanim trafi do sądu?
Poczytaj chłopie czym są dobra osobiste. Na ten moment robisz z siebie kretyna.
Znowu jesteś niemiły, a to nie przydaje Ci ani uroku osobistego - anie racji.
Czyli nie rozumiesz czym są dobra osobiste.
Spoko.
Ignoranci też są potrzebni na świecie.
Wreszcie coś miłego.