Projekt ustawy przejrzałem dość pobieżnie, więc wielu rzeczy nie dostrzegłem, ale wydaje mi się, że problem leży nie tam gdzie go szukamy.
Przede wszystkim, ustawa krajobrazowa nie dotyczy tylko reklamy, ale obejmuje o wiele bardziej skomplikowane kwestie: ochronę przyrody, ochronę zabytków, energetykę, telekomunikację, budownictwo i inne.
Istotną rzeczą jest propozycja umocowania samorządów wojewódzkich do podejmowania decyzji, co może ubezwłasnowolnić gminy. Bo te, gdyby miały odpowiednie narzędzie, mogłyby taką ustawę przekuć na coś bardzo przyjaznego np. małym firmom (jeśli chodzi o reklamę). W projekcie jest mowa o maksymalnej stawce opłaty, ale nie ma minimalnej. Teoretycznie można by więc Biedronkę opodatkować wyżej niż warzywniak osiedlowy. Może się jednak okazać, że urząd wojewódzki nie dostrzeże ze swej wysokości tego warzywniaka. I to tutaj może być problem, bo nie tylko o warzywniak chodzi, ale o wszystkie wspomniane wyżej branże.
Moim zdaniem, taka ustawa jest bardzo potrzebna, bo krajobraz jest przez ostatnie ćwierć wieku bardziej zdewastowany niż przez poprzednią ćwiartkę. Wolność jakoś nam nie służy.
Nie ma też sensu czepiać się definicji przestrzeni publicznej, bo w projekcie używany jest zwrot "przestrzeń publicznie dostępna", a to może nie być to samo.
A artykuł podlinkowany w pierwszym poscie jest nędzną prowokacją i nie ma sensu się tym podniecać.
-----------------
Dziwadła...