Termin Web 2.0 robi ostatnio zawrotną karierę. Mnożą się serwisy zaliczane do kategorii web-dwa-zero i rośnie liczba ich użytkowników (a niektórzy mówią wprost: wyznawców). I nikomu specjalnie nie przeszkadza fakt, że Web 2.0 nie ma nawet porządnej definicji.
Web 2.0 to typowy buzzword, modne powiedzonko, które jest przy tym na tyle pojemne, że kryje w sobie szereg różnych znaczeń. Czym innym jest ten termin dla informatyka, czym innym dla grafika, a czymś jeszcze innym dla speca od marketingu. W sensie technicznym Web 2.0 można tłumaczyć jako pewien trend polegający na szerokim zastosowaniu nowych technik (takich jak AJAX czy XHTML) i kanałów dystrybucji treści (np. RSS). W znaczeniu bardziej ogólnym natomiast oznacza on nowy etap rozwoju Internetu, gdzie dominującą rolę odgrywają serwisy społecznościowe, a ich podstawowym wyznacznikiem, znakiem firmowym, jest to, że ich (współ)twórcami są sami użytkownicy.
Internauta spod znaku web-dwa-zero publikuje swoje zdjęcia, pokazuje filmy (nieraz kręcone po prostu przy użyciu telefonu komórkowego), prowadzi bloga, komentuje wydarzenia i bierze czynny udział w forach dyskusyjnych. By lepiej pokazać czym jest Web 2.0 stworzono termin Web 1.0. Najczęściej demonstrowanym przykładem ilustrującym co do jakiego świata należy jest wskazanie Wikipedii (kategoria jak najbardziej 2.0) - którą tworzą i redagują sami internauci - i skonfrontowanie jej z Britannica Online (a to już przedstawiciel poprzedniej epoki), która w tym zestawieniu oczywiście ma być tą gorszą stroną, kostyczną i anachroniczną.
Światowi liderzy nurtu Web 2.0 to między innymi takie serwisy jak wspomniana już Wikipedia, Flickr.com czy Flock.com, YouTube.com, MySpace.com, serwisy umożliwiające wymianę kontaktów, jak LinkedIn, a także całe mnóstwo serwisów pozwalających na swobodne blogowanie. Większość witryn web-dwa-zero wyróżnia się funkcjonalną prostotą, powszechnością i łatwością dostępu oraz lekkim, swobodnym charakterem. Wiele z tych serwisów sprawia wrażenie tanich, w sensie niewymagających dużych nakładów finansowych związanych z uruchomieniem i prowadzeniem, ale są to tylko pozory. Anglojęzyczni (zazwyczaj) liderzy doczekali się wielu lokalnych naśladowców. Również w Polsce stale rośnie liczba nowych serwisów społecznościowych i nic na razie nie wskazuje na to, żeby ta tendencja miała się zmienić. Wiele z nich zapewne nie przetrwa próby czasu i zasili cmentarzysko nieudanych projektów internetowych, ale wiele już teraz można śmiało nazwać projektami, które osiągnęły sukces.
FilmWeb - polski sposób na Web 2.0
Serwis FilmWeb.pl jest bardzo dobrym przykładem polskiego serwisu społecznościowego, który wypracował własną formułę i który doskonale radzi sobie na trudnym rynku internetowym. Serwis jest największym i najczęściej odwiedzanym polskim portalem filmowym - obecnie posiada on ponad 1,5 mln unikalnych użytkowników (real users), a średni czas odwiedzin to 17 minut na użytkownika. FilmWeb.pl zbudował największą polskojęzyczną bazę filmową na świecie, na którą składa się już ponad 270 tysięcy filmów i ponad 570 tysięcy ludzi ze świata filmu.
Zdecydowaną wiekszość treści portalu tworzą właśnie użytkownicy. Każdy zarejstrowany użytkownik zyskuje swoją własną przestrzeń, może wyrażać własne opinie, polemizować z innymi Internautami. Twórcy serwisu zwracają uwagę, że użytkownicy - jak w każdej wiekszej grupie społecznej - dzielą się na bardziej aktywnych i mniej. Ci zdecydowanie częściej i mocniej uczestniczący w życiu społeczności FilmWeb.pl pełnią równocześnie funkcję ambasadorów marki. Społecznościowy wymiar serwisu - możliwośc wypowiedzi i wymiany opnii, blogi, prywatne strony, a także interaktywne konkursy - jest zarazem jego mocnym znakiem firmowym. Dodajmy, że znakiem idealnie wpisującym się w idee Web 2.0.
Źródło: IDMnet.pl