logo
WIEDZA
Polska reklama i poligrafiaWIEDZA

Z pamiętnika Chochlika (29): Typograf...? A kto to taki?

   13.03.2012, przeczytano 4367 razy
ilustracjastrzałka
Ilustracja Bronisław Józefiok

Miało być o typografii, a przez cztery tygodnie nie opuszczaliśmy Biura Obsługi Klienta, precyzując do bólu parametry techniczne publikacji, którą powierzono nam w opiekę. Uwierzcie mi jednak, że nie był to czas zmarnowany. Wylewając kilka kropel potu na starcie, unikniemy morza łez na mecie.


Artykuł pochodzi z portalu Signs.pl: https://www.signs.pl/praktyczny-poradnik-poligraficzny%3A-typograf...-a-kto-to-taki,14962,artykul.html

Wszystko już było

Jestem po lekturze wywiadu ze znanym polskim typografem Andrzejem Tomaszewskim, opublikowanym na blogu Rafała Świątka*. Czapki z głów i pełny szacun dla ogromu wiedzy i kultury jaką prezentuje Tomaszewski. Także sam blog „Typografia po polsku” winien IMHO być obowiązkową lekturą każdego z nas.

Ponadto przeczytałem kilka nieznanych mi jeszcze książek o typografii, włączając w to ostatni hit wydawniczy „Nową Typografię” Jana Tschicholda. Na koniec sięgnąłem po e-wiedzę do internetu, co ostatecznie dopełniło czary goryczy.

Uświadomiłem sobie bowiem, iż w różnej formie, kształcie i kolorze, o typografii napisano już wszystko - jawnie i skrycie powielając w kółko te same treści i wyliczając do znudzenia podstawowe grzechy popełniane przez osoby parające się komputerowym składem publikacji.

Panta rhei

W czasie mojej wieloletniej przygody z poligrafią nazwa komórki, w której przygotowywano publikacje do druku ulegała kilkakrotnej zmianie. Na początku, był to skład lub fotoskład, potem pracownia typografii komputerowej, później studio graficzne, a ostatnio doszedł jeszcze fantazyjny dział kreacji.

Także nazwa stanowiska ewaluowała: składacz, fotoskładacz, operator monitora ekranowego, dtp-owiec, grafik komputerowy, projektant.

Wreszcie sama relacja delikwenta do jednostki macierzystej miewała różne oblicza: etat, umowa o dzieło lub zlecenie, umowa śmieciowa lub na gębę. Dziś najmodniej być freelanserem, przez etatowców nazywanym kanapowcem, gdyż zlecenia rzeźbi się w domu na kanapie, z laptopem na kolanach i kotem na klawiaturze.

Bywa, że kończy się to rozpaczliwym ogłoszeniem: „złamię książkę za bułkę”, choć może lepiej łamać za bułkę i mieć ją potem wyłącznie dla siebie, niż za cały bochenek, który w wersji brutto ma kilkanaście kromek z masłem i kiełbasą, a w wersji netto pozostają kromki dwie i to wegańskie. Ja rozumiem, że netto musi być mniejsze od brutto, ale kto do cholery zżera całą moją tarę?

Wirtualny fach

Nigdy w życiu nie spotkałem typografa, choć robotę typografa (czyli projektowanie i przygotowywanie publikacji do druku) wykonywałem przez wiele lat. Dziś z efektami tego tajemniczego procederu mam do czynienia każdego dnia, przyjmując do druku pliki produkcyjne.

Tak więc zamiast powielać książkowe mądrości, w kilku najbliższych odcinkach opowiem o niektórych typograficznych wynalazkach, z którymi spotykam się na co dzień. Niech służy to przestrodze, pouczeniu ale przede wszystkim pokrzepieniu serc.

Zgodnie bowiem z ludową mądrością przekazywaną niestrudzenie z poligrafa na poligrafa, nic tak nie krzepi człowieka, jak świadomość, że ktoś ma się od nas gorzej i potrafi lepiej niż my spartaczyć zgoła prostą robotę.

Natomiast wiedzę teoretyczną każdy może uzupełnić kierując się chociażby radą przywołanego wcześniej Andrzeja Tomaszewskiego: Gdzie się uczyć? Jeśli komuś nie wystarczają krajowe szkoły, imprezy warsztatowe i seminaryjne oraz dostępna literatura, nie ma problemu. Zürcher Hochschule der Künste albo Création Typographique w paryskiej École Estienne pracują nie bojąc się modnego hasła „No future book”. Trzeba poznać język i jechać po naukę. Wszystko jedno który: angielski, niemiecki, francuski, włoski czy czeski, bo szkół w Europie dostatek.**

Ja wymiękam, ale przed Wami świat stoi otworem. Póki co...

...zejdźmy jednak na ziemię

Liczne są sposoby przybijania gwoździ do deski. Można pięścią, dziurkaczem, telefonem komórkowym... można też młotkiem. Solidnym, trwałym, z kowadełkiem mocno osadzonym na trzonku. To, że pięść mamy zawsze pod ręką, a nawet w ręce samej, nie oznacza wcale, iż jest ona narzędziem optymalnym.

Podobnie jest w składzie komputerowym. Mamy Worda i jego darmowego awatara Open Ofiice’a. Mamy Corela szczycącego się świetnym stosunkiem ceny do możliwości. Mamy wreszcie świętą trójcę Adobiego: ID, AI i PS. Coś mniej słychać już o Quarku, a Page Maker i Corel Ventura odeszły całkowicie w siną dal.

Mnie najbardziej żal Poltypa (Polseta) i Cyfroseta, od których zaczynałem. Był to polski produkt warszawskiej firmy Cyfronex. Składało się „na czuja” na wielkich typograficznych klawiaturach, nie widząc efektu lecz sekwencje fontów poprzedzielanych rozkazami technologicznymi. Program dawał popalić nieźle i wymagał od operatora niesłychanej wyobraźni i wyczucia. Miał jednak podstawową zaletę. Będąc polskim produktem, stworzonym przez praktyków-poligrafów, był świetnie dopracowany pod względem typograficznym i wyczulony na specyfikę składu w naszym języku. Niestety wiatr przemian zmiótł go z powierzchni polskiej ziemi.

Wybór właściwego młotka

Z pewnością najważniejszą personą w typograficznej dramie pozostaje nadal człowiek, acz bez narzędzia czyli profesjonalnego oprogramowania dtp (a nie pakietu biurowego typu Word, Excel i Power Point) efektu nie będzie. Pisałem już o tym wielokrotnie.

Dużą popularnością cieszy się Corel, którego cena jest do przełknięcia nawet dla osób rozpoczynających swoją zawodową drogę grafika komputerowego. Niestety. O ile każda kolejna wersja Corela, coraz lepiej radzi sobie z podstawową funkcjonalnością do jakiej jest przeznaczona, czyli z tworzeniem i obróbką grafiki wektorowej, o tyle stosowanie Corela do składu tekstów zwartych, zawsze skończy się typograficznym fiaskiem i/lub próbą samobójczą grafika komputerowego.

Zarządzanie kerningiem, światłem między wyrazami i leadingiem, automatyczne likwidowanie wdów i szewców oraz pojedynczych zgłosek wiszących na końcach wierszy – to prawdziwy test prawdy o programie dtp. Przy składzie książki, dochodzi swobodne przelewanie tekstu pomiędzy szpaltami i kolumnami, generowanie przypisów, indeksów, żywej paginy i spisu treści. To wszystko powoduje, że przy składzie obszerniejszych tekstów Corel, wcześniej czy później, musi pójść w odstawkę.

I have a dream

Kiedyś przyszedł do mnie klient ze zleceniem składu powieści Sienkiewicza „Ogniem i Mieczem”.

- Płacę każde pieniądze – powiedział.
- Świetnie – odpowiedziałem – 500 zeta za arkusz. Pasuje?
- Pasuje. Pod warunkiem jednak – dodał z przekąsem – że skład wykona pan w Photoshopie.
Zbladłem. Chciałem uciekać, ale wszystkie drzwi w fotoskładzie były zamknięte, a okna zakratowane.
- A w InDesignie nie mogę? - zapytałem drżącym głosem.
- Photoshop albo śmierć – szyderczo zaśmiał się Klient.
- Wolę śmierć – krzyknąłem i.... obudziłem się.

Była czwarta nad ranem. Wziąłem z półki nad łóżkiem instrukcję obsługi In Designa i zatopiłem się w lekturze. Do pracy zaspałem, więc koło południa zadzwoniłem po prośbie o urlop „na żądanie”. Zgodnie z nowymi przepisami prawa pracy uzasadnienia nie musiałem podawać, ale podałem. Zostałem wysłuchany i zrozumiany. W nocy straszono mnie przecież ogniem, mieczem i photoshopem.

Z chochlikowym pozdrowieniem
Andrzej Gołąb

REKLAMA

avatar użytkownika
+ + + + + + + + + + + + + +

Tekst opublikował użytkownik: chochlikdrukarski

(Andrzej Gołąb)

chochlikdrukarski o sobie:

Andrzej Gołąb - od początku pracy zawodowej związany z branżą wydawniczą i poligraficzną. W latach 90. ubiegłego wieku, założył kilka pracowni składu komputerowego na terenie Śląska. Prowadził także własną firmę wydawniczą. Przez ostatnie ćwierć wieku pracował w Centrum Usług Drukarskich Henryk Miler w Rudzie Śląskiej (www.cuddruk.pl). W tym zakładzie poligraficznym, znanym z marki CUD, stworzył pracownię typografii komputerowej i przez kilkanaście lat był jej szefem. Pełnił także funkcję pełnomocnika właściciela i odpowiadał m.in. za kontrolę jakości plików produkcyjnych, optymalizację procesów produkcyjnych oraz sklep internetowy. W firmie tej zaprojektował i wdrożył zgodny z normą ISO system zarządzania jakością, oraz informatyczny system zarządzania przedsiębiorstwem poligraficznym. Jest także stałym współpracownikiem miesięcznika „Świat druku”, na łamach którego regularnie publikuje felietony poświęcone tematyce poligraficznej.
Autor wydanej w kwietniu 2021 roku nakładem wydawnictwa "Helion" książki "Praktyczny Poradnik Poligraficzny - Procesy" oraz wydanej w roku 2013, także nakładem Wydawnictwa „Helion” książki pt.: „DTP. Od projektu, aż po druk”. Twórca i animator internetowego projektu „Chochlik drukarski — pogotowie poligraficzne”. Jest to bezinteresowna inicjatywa edukacyjna, której głównym celem jest dzielenie się wiedzą i doświadczeniem z zakresu poligrafii. Blog cieszy się do dziś dużą popularnością i dziennie ma kilkaset odsłon.

Blog: http://www.chochlikdrukarski.com.pl
FB:https://www.facebook.com/andrzejjozefgolab
FB:https://www.facebook.com/drukarski.chochlik/
Poczta: andrzej.jozef.golab(at)gmail.com

Więcej informacji o użytkowniku

REKLAMA

Komentarze

Zaloguj się i dodaj komentarz
avatar użytkownika
,

Co do oprogramowania do składu - a TEX i jego pochodne typu LaTEX? Kiedyś podchodziłem do tematu i akurat u mnie się nie sprawdził (bo muszę przerabiać dosłane do mnie pdfy, a nie tworzyć od zera), ale wyglądało to obiecująco. Chociaż nie ukrywam, że opanowanie podstaw wymaga wysiłku...

avatar użytkownika
,

A pamiętacie dosowską Venturkę Xeroxa? To był dopiero czad...!  

Najnowsze w tym dziale

Programy lojalnościowe są powszechnie stosowane w handlu detalicznym. Sprawdzone, znane i oswojone. Czy jednak narzędzia wykorzystujące nagrody oparte na zebranych punktach są nadal skuteczne? Ja tradycyjne podejście do budowania lojalności konsumentów sprawdza się w trzeciej dekadzie XXI wieku?  
Meta zapłaci miliardy? Pozwy reklamodawców i organizacji konsumenckich
W USA nawet siedem miliardów, a w UE do 4% rocznych przychodów. Tyle będzie na stole, gdy sądy zgodzą się z roszczeniami reklamodawców i organizacji konsumenckich. W USA skarżą się firmy, które przekonują, że zastosowany przez Metę wskaźnik zawyżał liczbę potencjalnych widzów ich materiałów aż o 400%.
Firmowa flota samochodowa jako dynamiczny nośnik reklamy
Współczesny rynek reklamowy wymaga od firm nie tylko kreatywności, ale również elastyczności i innowacyjności w docieraniu do potencjalnych klientów. Jednym z coraz bardziej popularnych rozwiązań w tej dziedzinie jest wykorzystanie firmowej floty samochodowej jako ruchomych nośników reklamowych. Pojazdy służące niegdyś głównie celom transportowym, obecnie przekształcają...
Historia car wrappingu wg Antalis
Większość profesjonalistów z branży i entuzjastów motoryzacji myśli, że car wrapping (czyli oklejanie samochodów) jest zjawiskiem stosunkowo współczesnym. Nic bardziej mylnego! Historia car wrappingu zaczyna się bowiem znacznie wcześniej…
Lechar z nową strategią komunikacji i tożsamością wizualną
Agencja kreatywna i brandingowa Lotna stworzyła nowy, kompleksowy system tożsamości wizualnej oraz strategię komunikacji dla firmy Lechar.
 
Signs.pl - Polska Reklama i Poligrafia © 1997-2024 ICOSWszystkie prawa zastrzeżone. ISSN 2657-4764