logo
WIEDZA
Polska reklama i poligrafiaWIEDZA

The Adobe Museum of Digital Media

   18.03.2012, przeczytano 2750 razy
ilustracjastrzałka

Kiedy niespełna dwa lata temu Adobe Systems, korporacja kontrolująca 90% globalnego rynku oprogramowania graficznego zakomunikowała światu, że zamierza dla dobra ludzkości powołać do życia instytucję gromadzącą i wystawiającą w jednym miejscu wybitne realizacje multimedialne, reakcje były skrajnie różne.


Artykuł pochodzi z portalu Signs.pl: https://www.signs.pl/the-adobe-museum-of-digital-media,15004,artykul.html

Dla większości miłośników produktów Adobe oznaczało to oczywisty i długo wyczekiwany ruch firmy, która od momentu swojego powstania miała największy wpływ na rozwój sztuki cyfrowej i multimediów w ogóle. Te same argumenty posłużyły sceptykom do krytyki przedsięwzięcia. Pojawiły się wątpliwości co do faktycznej wartości takiego "mecenatu" i sposobu selekcji prezentowanych prac. Mówiono: oto Gigant z Doliny Krzemowej postanowił sam sobie wystawić pomnik.

Mimo obaw malkontentów, szóstego października 2010 roku, równo z wybiciem północy, Adobe Systems Inc., za pośrednictwem Ann Lewnes, pełniącej funkcję dyrektora do spraw międzynarodowego marketingu, poinformowało opinię publiczną o otwarciu Muzeum Mediów Cyfrowych Adobe (The Adobe Museum of Digital Media, w skrócie AMDM). Nowy obiekt reklamowany był jako najbardziej przyjazne muzeum na Ziemi - otwarte dla zwiedzających 365 dni w roku, 7 dni w tygodniu i 24 godziny na dobę. Bez szyb pancernych, kolejek w kasach i biletów. Na dodatek w zasięgu ręki dla mieszkańców każdego kontynentu. Nierealne?

Nie dla korporacji, która od początku swojego istnienia kopała fundamenty pod ten projekt, bez końca udoskonalając aplikacje umożliwiające kreowanie wirtualnego świata. AMDM, wzniesione w całości w wirtualnej przestrzeni serwerów Adobe, miało zapoczątkować nową erę muzealnictwa,  digitalizując instytucję muzeum z bezprecedensowym rozmachem.

Powszechny dostęp do internetu to miecz obosieczny. Z jednej strony umożliwia niczym nieskrępowany przepływ informacji na niespotykaną wcześniej skalę, z drugiej - swoboda publikacji w sieci generuje przytłaczające ilości chłamu o znikomej wartości. Jak uniknąć etykiety kolejnej kolorowej witryny udostępniającej miejsce w galerii zdolnym amatorom, a następnie przedrzeć się przez szum informacyjny emitowany przez samozwańcze inicjatywy artystyczne i rosnące jak grzyby po deszczu kolejne serwisy z tutorialami?

Poważnie brzmiąca nazwa i autorytet firmy produkującej oprogramowanie, choćby nawet było ono doskonałe, mogły okazać się niewystarczające. Brakowało prestiżu, któremu nie służy zarówno fastfoodowe pojęcie "online", jak i deklarowana podczas uroczystości otwarcia "maksymalna otwartość". Bez marmurowych kolumn i monitorowanych sal, bez depczących po piętach kustoszy i tabliczek "nie dotykać", nowo powstała instytucja cierpiałaby na deficyt szeroko rozumianej elitarności. Aby ludzkość potraktowała dar Adobe poważnie, potrzebne były nazwiska nadające inicjatywie budowy cyfrowego muzeum właściwą rangę: doświadczeni projektanci zajmujący się aranżacją przestrzeni ekspozycyjnych - w tym konkretnym przypadku oznaczało to zarówno architektów, jak i web masterów, specjaliści od komunikacji wizualnej oraz marketingu, rzesze informatyków  i - najważniejszy czynnik, wyprowadzający całe przedsięwzięcie  poza środowisko entuzjastów grafiki komputerowej - kuratorzy swobodnie poruszający się w realiach muzealnictwa i sztuki współczesnej.

Ojcowie sukcesu AMDM –stoją od lewej: John Travis (Adobe Systems Inc.), Tom Eccles(kurator AMDM), Rich Silverstein (Adobe Systems Inc.), Tony Oursler(artysta), Piero Frescobaldi (projektant witryny AMDM), FilippoInnocenti (architekt, projektant gmachu AMDM).

Mając świadomość powyższego, Adobe Systems Inc. objąwszy patronatem całe przedsięwzięcie - co w praktyce było jednoznaczne z dostępem do najnowocześniejszych technologii i potężnym wsparciem finansowym, umożliwiającym stworzenie znakomitego zespołu ekspertów - wycofało się w cień pozwalając aby nad nierzeczywistym projektem pochylili się fachowcy z krwi i kości.

Gwarantem autonomii artystycznej i jakości decyzji podejmowanych przez AMDM stał się Tom Eccles, doświadczony kurator i krytyk sztuki związany z takimi instytucjami jak Bard College, Hessel Museum of Art, Center for Curatorial Studies (CCS) i Public Art Fund. Zaprojektowania gmachu podjął się Filipo Innocenti, bliski współpracownik Zahy Hadid - jednej z najbardziej wpływowych postaci we współczesnej architekturze, a także założyciel studia SPIN+, od dekady badającego możliwości zastosowania najnowocześniejszych​ technologii multimedialnych w architekturze i przestrzeni miejskiej (więcej o Fillipo w "Alfabecie Designerów"). System zwiedzania megabajtów korytarzy opracował Piero Frescobaldi, specjalista od komunikacji internetowej i twórca reklam nagradzanych na Festiwalu w Cannes.

Efekt końcowy ich pracy przeszedł najśmielsze oczekiwania. Gdyby rozmach wirtualnej konstrukcji odtworzyć w realnej skali, swoją powierzchnią wystawową, wynosząca blisko 60 000 metrów kwadratowych, Muzeum Mediów Cyfrowych Adobe mogłoby śmiało konkurować z paryskim Luwrem o miejsce w rankingu największych muzeów świata.

O ile jednak gabarytowo obie budowle są do siebie zbliżone, samą przestrzeń wystawiennicza potraktowano w skrajnie odmienny sposób. Wnętrze kolosa Adobe okazuje się zaskakująco puste. Po ogromnych obszarach ograniczonych przez organiczne krzywizny niosą sie przyjemne, ambientowe dźwięki i stadami przemykają ławice stworzeń-przewodników, z których każde wygląda jak hybryda kamery z meduzą. Całość swoją futurystyczno-biologiczną estetyką sprawia, że czujemy się jak widzowie najnowszego filmu Jamesa Camerona eksplorujący nieznany, fascynujący świat. Takie zresztą było założenie twórców - odwzorować w rzeczywistości cyfrowej ducha i atmosferę supernowoczesnego budynku muzealnego, na każdym kroku zaskakującego swoją strukturą i sposobem funkcjonowania. 

W świetle takich zamierzeń rozczarowywać może jednak panel nawigacyjny, który w porównaniu z tym sensualnym  podejściem do przestrzeni, jest dość tradycyjny, żeby nie powiedzieć anachroniczny. Klikając na poszczególne ikony włączamy relacje z poszczególnych wystaw, powitania kuratorów i samych artystów oraz informacje o muzeum. Podstrony nie nawiązujące w żaden sposób do architektury to kolejna niespójność i wada, przez którą pryska cały nierzeczywisty nastrój, w jaki zostajemy wprowadzeni na początku wizyty w AMDM.


Opisane dysonanse, to detale nie mające większego znaczenia - coś z czym AMDM z pewnością sobie poradzi. Znacznie istotniejsze pytania i wątpliwości dotyczą roli, w jakiej chce się obsadzić Adobe otwierając to prywatne muzeum. 

Znamienne jest, że im mniej recenzenci związani są ze światem multimediów i grafiki komputerowej, tym więcej niedopatrzeń zauważają i ostrzejsze sądy formułują. Najbardziej radykalni wydaja się być krytycy sztuki i badacze kultury, co pokazuje, że Adobe Systems Inc., mianując się dysponentem cywilizacyjnego dziedzictwa wkroczyło na zupełnie nowy dla siebie i, jak się okazało, grząski grunt. Co piętnują sceptycy?

Jedni odwołują się do przedstawionego przez Asymptote Studio projektu wirtualnego Muzeum Guggenheima (ponad dziesięć lat starszego i nigdy nie zrealizowanego), w porównaniu z którym AMDM to podobno zaledwie uczniowski szkic. Drudzy pytają, czy nie zakrawa na megalomanię projektowanie tak ogromnej przestrzeni w celu prezentacji każdorazowo jednego tylko dzieła i czy chcąc całkowicie uniezależnić multimedialnych artystów od wpływu architektury nie osiągnięto wręcz odwrotnego efektu sprawiając, że każdy kogo AMDM zaprosi do współpracy będzie się zastanawiał jak swoją realizacją wpasować się w tak dominującą architektonicznie bryłę. Jeszcze inni w ogóle sam fakt określania całego przedsięwzięcia mianem "muzeum"  traktują jako nieporozumienie i arogancję korporacji, która nie do końca jest świadoma tego, co oznacza ten termin i do czego zobowiązuje.

Do tej ostatniej grupy należy holenderska publicystka i krytyczka sztuki o polsko brzmiącym nazwisku, Michelle Kasprzak, jasno formułująca swoje zarzuty: AMDM nie odpowiada definicji  ICOM (International Council of Museums), która określa muzeum jako "nie przynoszącą profitów, trwałą, publiczną instytucję w służbie społeczeństwa i jego rozwoju". Czy można mówić o gwarancji ciągłości, czy bezstronności jakiejkolwiek instytucji, kiedy jej istnienie pozostaje uzależnione od jednej firmy? Poważne zastrzeżenie budzi ponadto uzurpowanie sobie przez Adobe prawa doboru artystów wystawiających swoje realizacje w AMDM, zwłaszcza że jako pełnoprawne muzeum, AMDM chce mówić w imieniu ludzkości i ją edukować.

Te i inne powody sprawiają, że Adobe Museum of Digital Media nie figuruje na liście MoOM (Museum of Online Museums), należącego do Coudal Partners serwisu katalogującego muzea i raportującego o ich aktualnych wystawach dostępnych dla zwiedzających online. Nie kwalifikuje się również do starań o członkostwo w AAM (American Association of Museums).

Tyle informacji prawno-statutowych. Konkluzja jest prosta: Nie fundatorzy zadecydują o tym, czy AMDM kiedykolwiek będzie funkcjonowało jako prawdziwe muzeum. Ma na to wpływ bieg historii, wypracowanie społecznego zaufania, ciągłość istnienia. Wszystko to, co dla prywatnej inicjatywy istniejącej tylko w sieci jest bez porównania trudniejsze niż dla państwowej instytucji w świecie organicznym i żadne pieniądze ani akcje marketingowe nie zdołają przyspieszyć tego długotrwałego procesu.

Zdania na temat AMDM są więc podzielone. Warto znać racje obu stron ponieważ w tym przypadku głosy krytyki nie są głosami wrogów postępu, dezawuujących omawiany projekt ze względu na jego "wizjonerską inność". Wprost przeciwnie - należą one bez wyjątku do cenionych osobistości reprezentujących i promujących nowoczesne podejście do muzealnictwa. 

Coraz częściej traktujemy wirtualną przestrzeń nie jak oderwany od prawdziwego życia obszar beztroskiej zabawy, ale jako poszerzające się terytorium idącego z postępem świata. Internetowe randki, zakupy, banki, cmentarze, loterie; wszystkie procesy, które - zapoczątkowane w sieci - mają swoją kontynuację w świecie "unplugged" lub odwrotnie, umacniają zależność między tymi, jakże inaczej funkcjonującymi rzeczywistościami. Ucieczka w wirtualność nie zwalnia nas już z odpowiedzialności, nie czyni naszych decyzji mniej wiążącymi.

I w takiej trzeźwej ocenie, inicjatywa Adobe jawi się jako szczytna, lecz niedopracowana. To, że nad jej ostatecznym kształtem pracują fachowcy dobrze rokuje na przyszłość. Tom Eccles, który organizował wystawy tak znamienitych współczesnych artystów jak Koons, Murakami czy Hirst, wie co robi - świadczy o tym zarówno dobór postaci dotychczas prezentujących swoje dokonania w AMDM (Tony Oursler, John Maeda), jak i aktualnie prezentowana w AMDM świetna wystawa Mariko Mori. 

Porażek i błędnych decyzji w historii Adobe było tak niewiele, że i tym razem skończy się raczej na chwilowej niedyspozycji niż sromotnej klęsce. Na pewno na poczet sukcesów już teraz można zaliczyć zainicjowanie­ dyskusji na temat konieczności ochrony dziedzictwa cywilizacyjnego utrwalanego w formie cyfrowej i dialog między obcymi sobie dotychczas środowiskami. Pionierzy dostają "po nosie", zmagając się z problemami, którym nikt wcześniej nie potrafił sprostać. Adobe tworząc muzeum, które z powodzeniem mogłoby się znaleźć na liście swoich najlepszych eksponatów, jest tego najlepszym przykładem.​​

Łukasz Smutek

Źródło: Artykuł pochodzi z magazynu Kreatywny Bazar 04

kreatywnybazar.pl/2012/02/09/magazyn04/


avatar użytkownika
+

Tekst opublikował użytkownik: kreatywnybazar

Więcej informacji o użytkowniku

REKLAMA

Komentarze

Zaloguj się i dodaj komentarz

Najnowsze w tym dziale

Rebranding Atikus - nowa identyfikacja wizualna dewelopera
Atikus to marka dewelopera, w której DNA zaszyte są sztuka projektowania oraz realizacji. Założyciele marki to dwóch pasjonatów: architektury oraz budownictwa i swoje zamiłowania starają skutecznie realizować w zakresie kolejnych, zrealizowanych inwestycji. Ich motto: „Mieszkaj wygodnie” wskazuje na zaangażowanie i dbałość o każdy detal, bo wiedzą jak ważne jest to z punktu...
Tetrachromatyzm - fenomenalna wrażliwość na kolor
Tetrachromatyzm to rzadki fenomen związany z percepcją kolorów częściej występujący u kobiet. Takie osoby potrafią wyłapać setki milionów odcieni więcej niż przeciętna osoba.
Prawna ochrona marki osobistej. Prawo do firmy a znak towarowy
Gdyby istniał skuteczny sposób prawny na zatrzymanie raz zbudowanego zaufania to byłaby to z pewnością najchętniej realizowana usługa prawna. Niestety, w tym zakresie prawo nie jest idealne. Co nie oznacza, że nie oferuje ono żadnych sposobów ochrony marki osobistej. Dzisiaj przedstawię Ci dwa sposoby ochrony marki osobistej, które warto znać: prawo do firmy oraz znak...
Plan marketingowy miasta i zrównoważone planowanie rozwoju
Strategiczny plan marketingowy, uważany za ważne narzędzie zarządzania w organizacji, wykorzystywany jest także przez miasta w Polsce jako jeden z głównych aspektów wsparcia w podejmowaniu decyzji i osiąganiu wyznaczonych celów. Zrównoważony rozwój to jeden z wiodących trendów w obecnych czasach. Właściwy do wprowadzania zmian i podążania za innowacjami. Określa wiele...
Biuro Bayer zainspirowane Oliwą spod kreski Design Anatomy
Biuro jednego z najstarszych rezydentów Olivia Centre przeszło metamorfozę. Dostosowane do najnowszych trendów biuro grupy Bayer powstało w duchu less waste, a opiera się na nowej strategii przestrzeni pracy, obowiązującej w całej grupie. Za projekt odpowiada pracownia Design Anatomy, której portfolio obejmuje ponad 200 tys. m.kw. zaprojektowanych i wykończonych...
 
Signs.pl - Polska Reklama i Poligrafia © 1997-2024 ICOSWszystkie prawa zastrzeżone. ISSN 2657-4764